I tak wybiła północ. U mnie
dokładnie 1.58, kiedy skrobie ten tekst. Zdecydowanie za dużo wina, tequili i
ruskiego szampana. Na pewno nie usnę to jest pewne. Dlatego postanowiłam napisać
post podsumowujący 2014r. Wszystko, co mnie zaskoczyło, nakręciło,
rozczarowało, zniesmaczyło. O tym wszystkim poniżej. Zapraszam!
Muzyka
Zacznę od muzyki jako, że jest to
mój ulubiony temat. Jaki był ten już miniony rok muzycznie? Pierwsza rzecz,
która mi się kojarzy z początkiem 2014 roku to ukazanie się utworu Within
Temptation - Whole World is Watching z gościnnym udziałem Piotra Roguckiego. Oj
miło było sobie posłuchać. Nawet, jeśli Piotrusia bezczelnie dokleili do
teledysku. I w ogóle serce się radują widząc takie polsko zagraniczne
kolaboracje na wysokim poziomie. Niegłupi jak dla mnie debiut zaliczyła Dorota Masłowska
ze swoim projektem Mister D. Tak wiem, krytykowano go na lewo i prawo. Ja
jestem jednak oddaną fanką tego typu eksperymentów i rozumiem, o co w tym
wszystkim chodzi. I tak jak z przyjemnością zaczytywałam się w Masłowskiej, tak
i z zaciekawieniem przyjęłam jej debiut muzyczny. Doczekałam się również
kolejnej płyty mojej miłości, czyli Guano Apes „Offline”. Radość tym większa,
że ta płyta autentycznie przypadła mi do gustu i była o wiele lepsza od swojej
poprzedniczki „Bel Air”. Nie zabrakło także zgrzytów. Bodaj 22 czerwca,
spontanicznie przejechałam prawie 100
km do Sandomierza na koncert Strachów. No i choć Grabaża
kocham jak ojca swego, to miałam ochotę rzuć butem w kierunku sceny. Niestety
chłop poległ na polu bitwy. Jeszcze nigdy nie słyszałam go w tak marnej wersji
jak tamtego wieczoru. Wył niemiłosiernie jakby zupełnie się nie słyszał. Ale i
tak was chłopaki uwielbiam. Jednak ten koncert spokojnie mogę zaliczyć do
najbardziej rozczarowujących w już minionym roku. Co do koncertów z powodu
pracy nie udało mi się dotrzeć na festiwal w Jarocinie. O tyle to smutne, że
właśnie w 2014r., na tym, że festiwalu miał miejsce jubileusz Grabaża. Z tej
przyczyny po raz kolejny reaktywował jednorazowo Pidżamę Porno. Na całe szczęście
doświadczyłam ich koncertu w 2010 roku, ale smutek z nieobecności pozostał. No
i kolejna wieść piękna. Gdy dnia pewnego (już nie pamiętam jakiego) schyłek
wakacji studenckich bodaj, wróciwszy z pracy ujrzałam wieść, która zmieniła
wszystko! Okazało się, że Pidżama zostanie właśnie przez Grabaża wskrzeszona, o
czym w wywiadzie opowiedział szczegółowo. Co prawda słuchacze nie mają, co liczyć
na jakieś wydawnictwa pływowe, ale będą koncerty. Z polskich wydawnictw
płytowych duże wrażenie zrobił na mnie debiut Sary Brylewskiej.
W tej kwestii
również nie będę się rozpisywać, gdyż tekst o jej płycie popełniłam na samym początku
bloga. Z muzyki totalnie komercyjnej odkryłam parę fajnych, klimatycznych
nowości takich jak Meghan Trainor. Wreszcie pop ciekawy, z tekstem, przekazem,
a przede wszystkim wyśpiewany, a niewyjęczany. I w tym momencie mam dziurę w
głowie. Nie wiem, o czym bym mogła jeszcze napisać, o czym zapomniałam. Koniec
roku muzycznie u mnie wyglądał strasznie sentymentalnie. Zaczęłam przekopywać
się przez stara, niemiecką muzykę rockową. Przy okazji nawet zaczęłam podsłuchiwać
płyty Ich Troje z lat 90 jeszcze. Tak, taka głęboka melancholia mnie dopadła. I
niestety nic więcej sobie nie przypominam. Na tym muzyczne podsumowanie zakończę.
P.S. zapomniałam o dwóch polskich
hitach. „Hera, koka, hasz, LSD”, no i „Sługi za szlugi”. Oba sukcesy mnie nie
dziwią. Jednak teledysk do pierwszego pozostawia wiele do życzenia. No, ale to
już nie bajka muzyczna.
Kino
Bardzo mało oglądałam filmów w
tym roku. Głównie przekopywałam jakieś stare produkcje, które mnie ominęły. Nowości
widziałam niewiele. Jednak jak pomyślałam o tym zestawieniu, pierwsze, co mi
wpadło na myśl to najgorszy film tego roku i tak zupełnie ever. Choć jak tak myślę,
to nie wiem czy jest zły pod względem artystycznym. Bo nawet pokuszę się o
stwierdzenie, że jakieś walory posiada. Jednak nie nadaje się na moją psychikę.
Po raz drugi w życiu, po wyjściu z kina na usta cisnęło mi się jedno zdanie -What
the Fack! Pierwszy raz w życiu miałam tak po obejrzeniu węgierskiego „Konia
turyńskiego”. Drugi raz w minionym już roku, po wyjściu z filmu „Wilgotne
miejsca” w reżyserii David’a Wnendt’a. Co prawda film jest z 2013r., jednak w
wielu kinach studyjnych w Polsce był puszczany dopiero w 2014. Generalnie
większość scen przesiedziałam zakrywając sobie twarz dłońmi, albo zjeżdżając na
fotelu tak nisko żeby nie patrzeć na te paskudztwa. Niestety jestem zbyt
wrażliwa na punkcie wydzielin. A ten film to jedna wielka wydzielina! Krótko opisując,
o co chodzi” „Helen nie może się pogodzić z rozwodem rodziców. By zagłuszyć ból
po ich rozstaniu, eksperymentuje w sferze intymnej”. Takie oto zdanie czytamy w
polskiej zapowiedzi filmu. Od siebie tylko dodam, że Helenka jest po prostu
obleśna do granic możliwości. Przeczytałam również o tym filmie, że wymaga on intelektualnego
zaangażowania i empatii, bo jest bardzo poważny w swojej wymowie. No i z tym się
zgodzę. Rozumiem jego problematykę, doceniam grę aktorską. Film ten ma swoje
walory, ale niestety tych parę scen zakłóciło mi jego odbiór totalnie. Zamiast zastawiać
się nad jego wymową, starałam się hamować odruch wymiotny. No, ale tym mniej
wrażliwym polecam.
Mimo wszystko doświadczyłam również fajnych premier. „Bogowie”
to specyficzny film. Co ciekawe, kiedy zostałam na niego zaciągnięta, zupełnie
nie miałam ochoty go obejrzeć. Tak jak już wspomniałam, jako towarzystwo, co by
mój luby się nie nudził poszłam z nim. No i odpłynęłam. Ani nie była to moja
tematyka, ani sam Prof. Religa to nie jest mi postać bliska. Mimo to film wciągną
mnie do reszty. No i jak zwykle wisienką na torcie okazał się być Tomasz Kot.
To nie człowiek, to nie aktor, to po prostu kameleon. Niesamowitym dla mnie
było to, kiedy w 2005 r. usłyszałam, że Kot właśnie ma zagrać Ryśka Riedla. Co?
A gdzie on do Ryśka! A potem magia totalna. Człowiek z zupełnie innej bajki
stal się żywym Riedlem z krwi i kości. To samo stało się w „Bogach”. Znowu
reakcja podobna. Jakim cudem ten człowiek ma zagrać profesora? A no zagrał i to
jak! Bardzo czekałam na premierę „Służb specjalnych”, film ok, jednak lekko
mnie rozczarował. Nie będę się jednak rozwodzić, czemu, gdyż i na tym blogu
popełniłam jego recenzje. Na koniec sukces mijającego roku, miejmy nadzieje, że
i sukces 2015: „Ida” (tak wiem film oficjalnie wyszedł w 2013, ale wspominam o
nim ze względu na Europejską Nagrodę Filmową i nominacje do Oscara i Złotych
Globów). A zagraniczne produkcje? "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”- był ok.,
ale też odrobinę przereklamowany. "Interstellar" – chyba jestem za
stara na kino tego typu. Przyznam, że usnęłam w połowie. Zupełnie nie przypadł
mi do gustu. "Mama"- wystrzeliła mnie w kosmos. Wielkie tak, jeden z
lepszych filmów, jakie obejrzałam w 2014. I znowu stanęłam w miejscu. Jak sobie
przypomnę jakiś jeszcze film dodam parę zdań.
P.S Jeszcze dobrze nie skończyłam tej części pisać aż doznałam olśnienia. Film, którego jeszcze nie widziałam bo masowo w kinach będzie go można zobaczyć dopiero w 2015. Jednak swoją festiwalową premierę już zaliczył. Po niemalże 7 latach oczekiwanie Tymon Tymański ogłosił, że skończył "Polskie gówno". Film z pewnością do normalnych nie należy, ale ja obejrzę go z pewnością. Zresztą ciekawi mnie jak wygląda dzieło dłubane przez 7 lat.
Literatura
Źródło: http://ecsmedia.pl/c/cwiartka-raz-b-iext24960682.jpg
Dumnie brzmi. Jednak wstyd się
przyznać. Nie jestem na bieżąco z nowościami książkowymi. Na pewno nie mogę
powiedzieć, że nie czytam, bo czytam i to sporo. Tylko, że ostatnimi czasy
bardziej nadrabiam zaległości niż pochłaniam nowości wydawnicze. Wspomniałam o Tymonie
Tymańskim. Jedną z pierwszych książek zakupionych w 2014 r. był wywiad rzeka z
Tymonem „ADHD”, jednak po raz kolejny to nie jest świeżuteńkie wydawnictwo A.D.
2014, a 2013. O
z nowości kupiłam dzieło Karoliny Korwin Piotrowskiej „Ćwiartka raz”. I to już świeżuteńkie
bułeczki. Pewnie wielu może tu się oburzyć, że to publikacja telewizyjnej
głowy, ale nie do końca. Ja strasznie lubię takie retrospektywy minionych lat.
Ta książka to trochę magiel towarzyski, to trochę historia narodzin mediów
brukowych w Polsce, to trochę przypomnienie o medialnych wydarzeniach, jakie trzęsły
publiką. Ja, jako studentka dziennikarstwa czytam to z zaciekawieniem. Może to
nie jest górnolotna literatura, jednak zainteresowanym przyjemność sprawi. No i
doceniam trud przebicia się przez ilość materiału. Jak wspomnę moje godziny
spędzone w bibliotece przy okazji licencjatu, to wertowanie archiwalnych gazet…
Szczerze podziwiam trud włożony w zebranie naprawdę pokaźnego materiału. Na
mojej półce leży jeszcze „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej.
Jednak tej pozycji jeszcze nie dotknęłam. Kupiona głównie z powodu mojej ogromnej
fascynacji Zdzisławem Beksińskim, nie tylko malarzem, ale ciekawym człowiekiem
charakterologicznie. Czeka na mnie również Johnny Cash, „CASH. Autobiografia”,
nie mogłam nie kupić czegoś takiego, chyba tłumaczyć nie muszę czemu? No i Jan
Pelc „…będzie gorzej”. Do ostatniego zakupu namówił mnie dr z mojego uniwerku. Niestety
tych ostatnich jeszcze nie zaczęłam. Więc nie mam, o czym pisać. Połknę to coś wyskrobię
z pewnością. Mimo, że nie przepadem za recenzowaniem książek. Nie czuje się na
tyle oczytana by robić to dobrze.
Źródło:http://czarne.com.pl/uploads/catalog/product/cover/692/cash.jpg
No i chyba tyle. Zastanawiam się o czym mogłabym jeszcze napisać. Jest jednak już na tyle późno, że tracę siły. Chyba udało mi się stworzyć w miare treściwe podsumowanie całego roku. Mamy już 1 stycznia 2015, zapomnijmy więc o tym co za nami. Trzeba otworzyć się na nowy, już rozpoczęty rok. Ja sobie życzę więcej pasji i chęci. Bo to był mój największy problem w ostatnim czasie. Gdyby mi się tak chciało chcieć jak mi się nie chce, to bym pewnie świat zawojowała. Miałam nawet tu na blogu zrobić mapę życzeń i postanowień na 2015, ale czy to ma sens? I tak nikt nigdy się ich nie trzyma. Także czego wam życzę czytelnicy? Spełnienia marzeń, zdrowia, dużo natchnienia i wyobraźni bo bez tego życie jest jałowe. I aby ten rok był o wiele lepsze od minionego.
Sayo :*
P.S. Nie zwracajcie uwagi na wszystkie błędy błagam. Jest 4 w nocy, nie mam siły tego teraz poprawić, a sylwestrowe pozostałości jeszcze płyną w mojej krwi :)
Świetne podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńObserwuje i zapraszamy
http://potrafimyudzwignac.blogspot.com/