Dziś będzie mała recenzja filmu. W
ostatni weekend postanowiłam jechać do kina. Dość spontanicznie
wybrałam pozycje „Fotograf” w reżyserii Waldemara Krzystka.
Wcześniej nie czytałam o filmie żadnych publikacji, więc miałam
świeży i otwarty umysł. Do wyboru akurat tego filmu skłoniła
mnie obsada. Głównie ta polska: Buzek, Bohosiewicz, Woronowicz,
Kot. To co, że wymienione postacie pojawiają się dopiero na sam
koniec filmu. Taki miały psikus. Oprócz polskiej obsady zachęciła
mnie fabuła. Nie bawiąc się w spojlery, krótko streszczę to co
możecie przeczytać niemal w każdej zapowiedzi filmu.
Źródło: http://www.filmweb.pl/film/Fotograf-2014-
Rzecz dzieje się w Rosji. Poznajemy
kobietę, milicjantkę, Nataszę Sinkinę, w tej roli Tatyana Arntgolts. Nasza bohaterka ma duże problemy. Pod wpływem emocji
trzasnęła swojego zwierzchnika w twarz, tym samym łamiąc mu nos.
Czeka ją komisja dyscyplinarna, która ma orzec czy Natasza nadaje
się do pracy w milicji. Dziewczyna musi dostać pozytywną opinie
psychiatry. Prosi o pomoc znajomego lekarza, nauczyciela
akademickiego Dmitriewa. Wraca na komisariat i radośnie wymachuje
papierkiem przed oczami, niewzruszonego komisarza. On wydaje się być
rozbawiony mimo tak fatalnych wieści, jak pozytywna opinia Nataszy.
Dlaczego? Po milicjantkę, na komendę przyszli funkcjonariusze
Federalnej Służby Śledczej. Natasza zostaje przez nich zabrana do
wyjaśnienia pewnej sprawy. Okazuje się, że docent Dmitriew nie
żyje. Ponadto zgodnie z badaniami patologa nie żył w momencie
kiedy wypisywał dziewczynie zaświadczenie lekarskie. Natasza przez
moment staje się główną podejrzaną. Zeznaje, że właściwie nie
widziała doktora. Słyszała jedynie jego głos dobiegający z
łazienki, a samo zaświadczenie leżało na biurku. Tym samym
dowiadujemy się, że od wielu lat moskiewska milicja usiłuje złapać
seryjnego morderce – Fotografa. Jego pseudonim wziął się stąd,
że przy ofiarach pozostawia charakterystyczne dla policyjnych
fotografów numerki, jakimi oznakowuje się miejsca zbrodni. Nasuwają
się pytania: czemu tak brutalny i nieuchwytny zabójca wypuścił
Natasze z mieszkania docenta? Kim jest Fotograf? Czy ma coś
wspólnego z chłopcem pokazywanym na filmie studentom dr Dmitriewa?
Dalej nic już nie napisze bo popsuje oglądanie filmu tym, którzy
nie widzieli.
Dobry thriller na polskim rynku
filmowym to jakiś skarb. Dobrze robimy dramaty, obyczajówki,
komedie, czasem nawet palniemy jakąś znośną komedie romantyczną.
Jednak polskie horrory i thrillery wołają o pomstę do nieba. Ja
mam z nimi podstawowy problem. Bardzo ciężko jest mi wczuć się w
całą, przedstawianą sytuację. Nie wierze tym filmom. Nie potrafię
wyłączyć świadomości, że jest to film. A jaki był ten
thriller? Na pewno lepszy od wielu innych jakie do tej pory
obejrzałam, naturalnie nadal mowa o produkcjach made in Poland.
Ciekawy pomysł, wartka akcja, dobra gra aktorska (choć tu
wybiórczo), ciekawy zamysł fabuły, umiejętne rozmieszczenie
retrospektyw. Ale coś mi nie stykało. Właśnie to co napisałam
wcześniej. Film zdecydowanie przegadany psychologicznymi
wynurzeniami. Takimi lekko domorosłymi. Rozśmiesza droga dedukcji
sprytnej Nataszy. Ni z tego, ni z owego stwierdziła, że ma taką
samą psychikę jak morderca, praktycznie bez żadnego punktu
odniesienia wyskoczyła z celowością dokonywanych zbrodni i sensem
oznaczenia numerycznego. Z takimi eurekami mamy do czynienia jeszcze
parokrotnie. Choćby w archiwum moskiewskim, czy szpitalu w Legnicy. Nadal oglądamy, nadal tajemnica Koli nas wodzi
za nos, ale takie elementy powodują lekki uśmiech. No dobra, dobra, panowie nie bawcie się w psychiatrów, bo wam nie wychodzi. To wszystko brzmi
jak jakieś błędne koło powiązań. Człowiek tego słucha i ma
lekko dość, chce iść dalej i poznać dalsze losy Koli, co miało
wpływ na taką, a nie inną sytuacje bohatera. Na pewno rosyjska
strona aktorska wykazała się większym kunsztem. Umiarkowana
surowość zachowań, dopasowana do fabuły oschłość. Po polskiej
stronie trochę gorzej. Gdy słyszę recytacje historii Legnicy,
opowieści o zamierzchłych czasach w ustach kogoś naprawdę
zdolnego – Adama Woronowicza czuja niesmak. Agata Buzek zagrała
jedynie epizod, ale średnio wypadła jako nic nie rozumiejąca
ofiara, siostra mordercy. Zwabiona do Polski i związana. Od tak
statycznie przyjmuje wszystko co się jej powie. Niezawodny był
Tomasz Kot, który jak zwykle bezbłędnie wcielił się w rolę
wojskowego rozumiejącego przymus zamiatania pod dywan radzieckich
grzeszków. Sonia Bohosiewicz też dała radę jako znerwicowana
matka. Dodatkowo na tle postępowań zbrodniarza kreśli się również
szereg odniesień symbolicznych. Widzimy historie losów radzieckich
żołnierzy na terenie polskiej Legnicy. Jak odmienne światy były
polskie i radzieckie. Jak rodziło się zło w zakłamaniu tak
powszechnym dla tamtych czasów. Czy to wszystko tak mocno
uwydatnione było potrzebne tej historii? Nie wiem. Ale losy
historycznych zależność dość zgrabnie wpleciono w fabułę. No i
zakończenie... Nie napisze jakie było, ale się wkurzycie zapewne
:D
Czy film polecam? Tak, to jest dobra
produkcja. Wyliczanie wcześniej wszystkiego, co mi się nie podoba to
nie żaden hejt. To jedynie zgrzyty, które nie dominują, ale lekko
podszczypują widzą w nieprzyjemny sposób. 117 minut seansu to na
pewno nie strata czasu i dobra rozrywka, rekomenduje :). Swoją drogą warto
podkreślić, że produkcja ta otrzymała Złotego Lwa w kategorii
najlepsza rola drugoplanowa dla Eleny Babenko, a także Nagrodę Jury
Młodzieżowego festiwalu w Gdyni. Więc to mówi samo za siebie.
Film zły nie jest. Utrzyma w napięciu do samego końca. Choć super zadowoleni na pewno kina nie opuścicie. Mimo wszystko naprawdę, szczerze polecam.
Źródło: http://culture.pl
zaciekawiłaś mnie tym filmem powiem szczerze
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o polskie thrillery to chętnie zobaczyłabym "Ziarno prawdy". Film ten jest na podstawie fantastycznej książki Zygmunta Miłoszewskiego. Może wraz z "Fotografem" odwrócą złą passę.
OdpowiedzUsuńWłaśnie też się czaje na Ziarno prawdy. Ciekawa fabuła, dobra obsada. I jeszcze na dodatek kręcone w moim ukochanym Sandomierzu. Może coś z tego będzie.
Usuń