Bez zbędnego wprowadzenia,
zapraszam na NPT vol.3
Muzyka tygodnia
Źródło: https://cicionline.files.wordpress.com/2009/02/rosenstolz.jpg
Dziś będzie ciężko. Szczególnie dla
tych, którzy nie przepadają za językiem niemieckim. Długo zastanawiałam się co
wybrać na muzykę tego zestawienia. Nic w tym tygodniu nie skradło mojego serca
szczególnie. Aż do ostatniego dnia. Cała leniwa sobota upłynęła mi pod znakiem
romansu z Rosenstolz. Co to jest? Duet, który tworzą wokalistka AnNy R., a właściwie
Andrea Natalie Neuenhofen, oraz Peter Plate, tekściarz i producent. Zespół
powstał w 1991 roku, w Berlinie. Muzyka jaką grają nie jest jednoznaczna.
Możemy dopatrzyć się w ich twórczości rocka, popu, chanson. Niestety w 2012 r.
Anny i Peter postanowili skupić się na swoich karierach solowych. Jednak w
wywiadach po rozwiązaniu zespołu podkreślali, że nie wykluczają reaktywacji
kiedy przyjdzie na to stosowny moment. Zespół przez lata działalności nie
próżnował. Wydali 12 albumów studyjnych. 5 z nich było najlepiej sprzedającymi
się płytami w Niemczech. Wcześniej stwierdziłam, że ostatnia sobota to romans z
Rosenstolz, to określenie jest dość trafne gdy mowa o repertuarze zespołu.
Tematyka jaką podejmują jest ściśle zaszufladkowana: seks, miłość i emocje! Nie
są to jednak ckliwe, lekkie pioseneczki. Zespół charakteryzuję się bardzo
dramatycznym stylem, słodko gorzkim. Naprawdę łatwo przyswajalnym. Nie mulą na
słodko pierdząco, tego nie trzeba się bać. Niestety dla Polaków mogą być trudni
do strawienia. Bo zespół śpiewa wyłącznie po niemiecku. Dla mnie to nie
problem. Nie powiem, że świetnie mówię po niemiecku bo tak nie jest, ale 6 lat
nauki nie poszło w las. Porozumiewam się komunikatywnie i słowo mówione w
piosenkach rozumiem (w miarę). Nie przeszkadza mi też twardość niemieckiego i
już jestem osłuchana w ich pop kulturze od lat. Choć zdaje sobie sprawę, że
jestem w mniejszości. Dla wielu wystarczy parę pierwszych słów tekstu żeby
powiedzieć „noo nie” ;) . Mimo to zaryzykuje i to właśnie Rosenstolz zostanie
ulubieńcem tygodnia. Jak tak sobie myślę, dla przeciętnego polaka nie powinny
to być, aż tak strasznie obce nuty. Coś chyba koło 2001 r. Ich Troję coverowało
największy hit Rosenstolz - Die Zigarette Danach. Oczywiście piosenka miała
polski tekst, który nie był wierną kopią niemieckiego oryginału, sens został
ten sam. No to poniżej zostawiam was z 3 wybranymi utworami grupy.
Film tygodnia
Źródło: www.filmweb.pl
Film tygodnia też nie należy do
najprzyjemniejszych, albo inaczej najłatwiejszych w odbiorze. Przyznam
szczerze, że widziałam go po raz pierwszy dopiero w tym tygodniu, a nie
jest to młoda pozycja, rok produkcji 1998. Mowa o „Idolu”, choć nie jest to
zbyt trafne tłumaczenie, w oryginale „Velvet Goldmine”, scenariusz i reżyseria
Todd Haynes. To historia fikcyjnego artysty sceny glamrockowej Briana Sladea, w
tej roli Jonathan Rhys Meyers. Slade ginie w trakcie swojego koncertu,
zastrzelony przez nieznanego sprawcę. Następuję chaos. Zrozpaczeni, fanatyczni
słuchacze opłakują gwiazdę. Jednak bardzo szybko wychodzi na jaw, że zamach na
muzyka był sfingowany. Miał pomóc Braianowi zniknąć ze sceny. Po tym
wydarzeniu, słuch o kultowym artyście znika. Mijają lata, a my poznajemy
dziennikarza Arthura Stuarta, granego przez Christiana Balea. Dostaje od
swojego naczelnego zlecenie napisania tekstu o kultowym muzyku. Ma zbadać co tak
naprawdę się wtedy stało. Tekst ma być typową zapchajdziurą z okazji rocznicy
zamachu. Jednak nie jest to byle jaki temat dla samego Arthura. Reszta filmu to
przede wszystkim jego wspomnienia. Kiedy był nastolatkiem, z małego
robotniczego miasta w UK. Tradycyjni rodzice i obskurny świat. Na drodze
Arthura wtedy stanęła postać Briana Sladea. Zupełnie inna od tego co do tej
pory znał. W chłopaku zaczęła się budzić seksualność. Jednak nie taka o jakiej
marzyliby jego rodzice i koledzy. W pogoni za poszukiwaniem własnego miejsca
ucieka z domu i wpada w środowisko homoseksualnych muzyków w stylu glam. Cały
czas stąpa śladami swojego idola, aż do pamiętnego dnia zamachu, którego jest
świadkiem. Jednym z fajniejszych smaczków tej produkcji jest doszukiwanie się w
głównych postaciach artystów, znanych muzyków z lat 70. Patrząc na Briana
Sladea nie możemy się oprzeć wrażeniu, że to skóra zdjęta z Davida Bowiego. To
najbardziej jednoznaczne porównanie, jednak ma w sobie parę innych cech
nawiązujących do kultowych postaci tamtego okresu. Nie napisze o kogo chodzi,
kto nie widział będzie mieć zabawę. Podobne uosobienia tkwią w przyjacielu i
kochanku Braiana - Curt Wild (fenomenalnie zagrany przez Ewana
McGregora).
Źródło: http://www.film4.com
Czemu warto ten film zobaczyć? Genialnie ukazuje mechanizm
wpływu muzyki i subkultury na rozwój młodzieży. Jest cudownym odbiciem tamtych
lat i kultury glamu. Te ubrania, manieryzm, biseksualizm wręcz modny. Proces
magla tworzenia gwiazdy, w jaki jest uwikłany Braian i jak powoli stacza się w
świetle reflektorów. Film zdobył szereg nagród: BAFTA za najlepsze kostiumy dla
Sandy Powell, Nagroda Jury w Cannes za najlepszy film, Złota Palma za
największy wkład artystyczny dla Toddiego Haynesa, Independent Spirit za
najlepsze zdjęcia dla Maryse Alberti. Z ciekawostek dodatkowych przez film
przewija się zespół Placebo. A na potrzeby filmu specjalnie stworzono zespół
The Venus In Furs. Stworzona została również formacja zrzeszająca amerykańskich
artystów Curt Wild's Wylde Ratttz. Nawiązuje ona do The Stoogs. Naprawdę mocno
polecam. Film straszliwie długi, ale warty poświęcenia.
Książka tygodnia
Źródło:http://comicsymascomics.com
Przyznam się bez bicia, że w tym
tygodniu nie tknęłam żadnej książki. Za to odkurzyłam mangi. I dziś nie będzie
o wydawnictwie książkowym, a komiksowym. Coś mnie ruszyło by z odmętów starych
kartonów wyciągnąć wszystkie tomy jakie posiadam „Ranma ½”. Jest to manga
typowo komediowa i to naprawdę w mocnym stylu. Nie ma mocnych żeby się nie
turlać w trakcie czytania ze śmiechu. Oprócz mangi istnieje również anime i to
strasznie stare bo z 1989 roku, sama manga chyba powstała w 1987. Niestety
nigdy nie emitowano serialu w polskiej telewizji, dlatego próżno szukać anime z
polskim tłumaczeniem. O ile sobie przypominam, odcinki są dostępne tylko po
angielsku. Jednak sama manga była już wydana w Polsce przez wydawnictwo Egmont.
Autorem mangi jest Rumiko Takahashi. Łączna liczba wszystkich tomów to 38,
wszystkie były wydane w Polsce, można je spokojnie nabyć. Z tego co pamiętam
ich cena też była dość przystępna 19.99. Jednak kiedy ja je kupowałam, to było
o zgrozo dobre 6 lat temu jak nie gorzej. Teraz niestety komiksy poszły cenowo
w górę, więc nie wiem jak wygląda aktualna cena. Odsyłam na stronę Egmontu. A
wracając do samej Ranmy, o czym jest? Ranma to imię głównego bohatera/
bohaterki. No właśnie, to nie jest jednoznaczne. Ranma urodził się jako
chłopak, jednak przez swojego upartego ojca zamienia się w dziewczynę, za
każdym razem kiedy ktoś obleje go wodą. To wszystko przez klątwę chińskich
źródeł, nad którymi Ranma trenował razem z ojcem. Pan Genma Saotome, czyli
szanowny tatuś też nie trafił lepiej. Wpadł do trochę innego źródełka niż syn.
Jego spotkała klątwa zmiany w misia pandę, przy każdorazowym spotkaniu z wodą.
I co dajecie jeszcze radę? Czy poziom abstrakcji jest zbyt duży? Z japońskimi
mangami jest tak, albo się kocha ten styl, albo się go nienawidzi. Więc
zrozumiem jak co niektórzy właśnie zrezygnują z dalszego czytania. A co dalej?
Ojciec Ranmy w młodości zawarł umowę ze swym przyjacielem, Sounem Tendo. Po
prostu zaaranżował synowi małżeństwo z jedną z córek przyjaciela. By dotrzymać
obietnicy Genma i Ranma wyruszają to Japonii aby poznać narzeczoną. Na miejscu
jest nie lepiej, bo dziewczyna okazuje się być narwaną feministką. Akane, bo
takie nosi imię narzeczona, trenuje sztuki walki tak samo jak Ranma. Co rano
przed szkołą stacza walkę ze wszystkimi chłopakami ze szkoły, bijąc ich na
kwaśne jabłko. W ogóle nienawidzi płci męskiej. Oczywiście Ranma ukrywa swoją
skłonność do przemiany w kobietę. Jednak zaraz pojawiają się kolejne postacie,
z którymi nasz główny bohater musi się użerać. Oni również doświadczyli
przekleństwa źródeł. I tak poznajemy postacie zamieniające się w prosiaka
(zazwyczaj niemiły, a po zamianie przeuroczy Ryoga/ P-Chan), kaczkę i kota. Jednym
z bardziej komicznych bohaterów jest Happosai, twórca szkoły "Walki czym
popadnie", której adeptami są Genma i Soun. Dziadek ma jedno zboczenie,
kocha kobiece majteczki, które kradnie na potęgę. I co zachęciłam was? Ja
uwielbiam i mangę i animę.
Ulubieniec tygodnia
Dzisiejszy ulubieniec będzie krótki,
ale treściwy. I niestety nie ma nic wspólnego z kulturą, no chyba, że kulturą
leżakowania. Ostatnio moja rodzicielka zamawiała kocę. Niestety nie polecę wam
strony bo nie wiem z jakiej dokonywała zamówienia. Koce miały być 4, w kolorowe
wzorki i polarowe. Takie standardowe. I faktycznie przyszły tylko, że jednego
nie było, a w zamian za niego w paczce znalazł się jeden snuggy. Dla
niezorientowanych snuggy, to zwyczajny koc polarowy tyle, że z rękawami.
Rodzicielka uznała, że paczki nie będzie zwracać, a ja z płomieniami w oczach
zabrałam do siebie koc. Jak dopadłam to tak nie oddałam. Powiem wam, że to taki
głupi patent, a tak przydatny. Bezcenne w zimowe wieczory, kiedy możesz być
przykrytym po szyje, a jednocześnie klikać w klawiaturę, czytać, czy coś
szamać. Ocieplacz na chwytki jest, można nimi ruszać, a jednak człowiek po
szyje przykryty :D I taki to mój ulubieniec tygodnia, bo spod niego nie
wychodzę całymi dniami :P Polecam jeśli kiedykolwiek o nim myśleliście. Ceny jednak
nie podam, bo nie wiem ile on kosztuje, sprezentowano nam go
nadprogramowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz