Najcześciej czytane

niedziela, 28 sierpnia 2016

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 25

Po blisko miesięcznej przerwie wraca NPT :D Ach ta moja dyscyplina. Nigdy nie będę sumienną blogerką. Więc nie owijam w bawełnę tylko przechodzę do sedna.  

Muzyka tygodnia 




Zawsze z łatwością przychodziły mi pomysły na muzykę tygodnia. Dziś ten dział chyba był najtrudniejszy. W ostatnim czasie głównie słuchałam Nine Inch Nails i Die Antwoord. Jenak naszła mnie taka refleksja, że to dość nudne przedstawiać 2 zespoły, które są już naprawdę kultowe. Najfajniejsze w takich tekstach są nowości. Coś co nie jest aż tak popularne. Ja zawsze na tego typu blogach szukam inspiracji i czegoś nowego. Tak więc dziś wam trochę opiszę osobę niejakiej Skylar Grey. Mam wrażenie, że ona nie jest zbyt znana w Polsce. Nie pamiętam by jakikolwiek jej utwór był puszczany w naszych rozgłośniach. Ja ją poznałam dzięki amerykańskim portalom muzycznym. Skylar jest naprawdę wszechstronna artystką. To przede wszystkim piosenkarka, ale też tekściarka i producentka muzyczna. Zaczęła ona swoją działalność w wieku zaledwie 16 lat. To wtedy powstał jej pierwszy zespół. Współpracowała wówczas z muzykami jazzowymi Jeff'em Eckles'em, Tim'em Whalen'em i Leo Sidran'em. Natomiast jej pierwszy większy debiut datuje się na rok 2004. Wtedy użyczyła swojego głosu do utworu grupy Fort Minor - Where'd You Go. Jako producentka też dołożyła się do sukcesu takich przebojów jak Love the Way You Lie - Eminema i Rihanny, Castle Walls - T.I. i Christiny Aguilery oraz Asshole - Eminema. Sama Grey mam wrażenie, że usilnie dobija się do pierwszej ligi muzycznej w USA. W końcu współpracuje z naprawdę wielkimi gwiazdami. Jednak jeśli chodzi o jej własne projekty pozostają one w szufladce niszowy pop. Mimo, że na jej albumach możemy dosłyszeć się współpracy i z Eminemem i z Marilyn'em Manson'em. To jakoś te głosy nie pomagają w odniesieniu światowego sukcesu. Ale czy to konieczne? Dla mnie Sky ma bardzo charakterystyczny i spokojny głosy. Jej utwory są refleksyjne i ciekawe. Nie powala przebojowością, ale są to tego typu kompozycje od których naprawdę ciężko się oderwać.Widać też pomysłowość w podejściu do muzyki. Jeśli pop to całkiem ambitny, soft rock, sporo w jej twórczości hip hopu i elektroniki. To naprawdę kolorowa paleta dźwięków. Moim zdaniem warto się na chwile zatrzymać przy jej twórczości. 






Film tygodnia




Na film tygodnia tym razem wybrałam Dark Shadows, czyli po polsku Mroczne cienie w reżyserii Tim'a Burton'a. Film miał swoją premierę w 2012 r. Pamiętam, że strasznie chciałam go zobaczyć, ale jakoś nie zawiało mnie do kina. Ostatnio szukając wieczornej rozrywki przypomniałam sobie o nim i nadrobiłam zaległości. Moja opinia nie jest zachwiana żadnymi recenzjami. Za wystarczającą zachętę wystarczyły mi 3 fakty. Reżyseruje  Tim Burton, główną rolę gra Johnny Depp, a historia jest wampirza. Zacznę od tego, że nie jest to najlepszy film Tim'a Burton'a. Ale nie jest on zły. To genialna wieczorna rozrywka w cudownym mrocznym klimacie, z rozbrajającymi dialogami. A wisienka na torcie to  Johnny Depp. Ten pan jest mistrzem w odgrywaniu ról zblazowanych, nienormalnych dziwolągów. Reszta obsady też nie jest zła, na ekranie widzimy genialną Helena Bonham Carter, równie dobrą Michelle Pfeiffer i oszałamiającą swoją urodą Eve Green. Już nie wspominając o krótkim acz dobitnym epizodzie Alic'a Cooper'a. Zarysowując w skrócie fabułę nasz główny bohater Barnabas Collins źle ulokował swoją chuć. Jego kochanką została czarownica Angelique Bouchard. Niestety nasz bohater był głownie zainteresowany jej łonem aniżeli realnymi amorami. Więc wiedźma rzuciła na niego wampirzą klątwę. Na domiar złego wcześniej jeszcze ukatrupiła jego realną miłość. Na sam koniec nasłała na niego rozwścieczony tłum mieszkańców Collinwood. Jak to zwykle bywa gawiedź z pochodniami chcąc unieszkodliwić wampirzą bestie zakopała Barnabasa w żelaznej trumnie na parę ładnych lat. Dokładnie po 200 latach, niechcący przy robotach drogowych trumna zostaje odkopana. I powraca do życia nasz Barnabas Collins. Ale świat jest zupełnie inny niż ten, który zapamiętał z czasów wiktoriańskich. Ameryka lat 70, hipisi, dużo marihuany, rock&rolla. Jedno się nie zmieniło, jego wróg czyli Angelique, która przez te wszystkie lata pod różnymi postaciami zawładnęła jego miasteczkiem. Jedyne co mnie rozczarowało to końcówka filmu. Nie będę robić tu spojlerów, po prostu dla mnie lekko za romantyczna. Poza tym, ubawiłam się wyśmienicie. Film po prostu rozrywkowy i smaczny. Na pewno obejrzę go jeszcze kilka razy i nie będę znudzona. 




 Książka tygodnia




Na książkę tygodnia wybrałam Prima aprilis. Nepomuk autorstwa Wojciecha Pogonowskiego. Książkę kupiłam dlatego, że spodobał mi się jej opis "Rzeczywistość PRL-u lat 50, 60 i 70. I dwa światy rodzin Deczyńskich i Poleńskich. Jedni to Polacy z sowieckim rodowodem, oddani funkcjonariusze rządzącej partii komunistycznej. Drudzy to przedstawiciele kultury sarmackiej, ziemianie, herbowi antenaci, którzy pieczołowicie kultywują tradycję walk o niepodległość, boleśnie doświadczeni przez Sowietów. W tle przewijają się postacie Gomułki, Moczara, osobistości świata kultury i literatury. Na tym podłożu ukazane są dzieje młodego chłopaka, Deca". Czyli to co lubię, realia społeczno polityczne głębokiego komunizmu. Jakoś zawsze takie klimaty mnie przyciągały, mam dziwny gust. Druga zaleta była taka, że książka została przeceniona do kwoty 4.99 :D Żal było nie brać. Z książkami po takich przecenach różnie bywa. Czasem wygrzebie się coś ciekawego, często jednak spotyka się totalne gnioty. Jednak tu udało mi się utrafić w całkiem interesującą pozycję. Tak jak już w opisie czytamy poznajemy życiorys niejakiego Deca, właściwie Michała Deczyńskiego. Jego perypetie są opisane tak naprawdę od tyłu. Poznajemy go jako nieszczęsnego męża temperamentnej Basi. Historia ich małżeństwa kończy się dość tragicznie. Następnie zagłębiamy się w jego losy prywatne. A dodać trzeba, że chłopak wychowywał się w dość odrealnionej rzeczywistości jak na Polskę lat 50/60. To co przykuwa uwagę to naprawdę plastyczne opisy, które nie pozwalają się nudzić, czasem śmieszą, czasem obrzydzają. Czuć, że autor jest obdarzony bujną wyobraźnią i umie przenieść na papier swoje pomysły. Wielowątkowość, humor i dosadny język też dodają uroku temu tytułowi. Mieszanie planów czasowych pozwala się czytelnikowi wciągnąć bez reszty. Znając zakończenie losów Deca rośnie napięcie czytając o jego perypetiach z młodości i z niecierpliwością czekamy jak rozwinie się jego watek. I to czego strasznie zazdroszczę Pogonowskiemu to najlżejsze pióro na świecie. Ta historia płynie i nie ma żadnych zgrzytów.





The Osbournes czyli losy rodziny Ozzy Osbourna. Program jest dość stary. Ruszył na antenie MTV w 2002r. Mówi się że to właśnie The Osbournes dał życie innym celebryckim reality show i dziś raczeni jesteśmy m.in rodziną Kardashianów. Ale to już zupełnie inna bajka. Samego Ozziego lubię tak samo jak Black Sabbath. Rock&roll w osobie jednego podstarzałego metalowca. Uroczo patrzy się na tą patologiczną rodzinkę. Ozzy ledwo powłóczący nogami, mówiący tak, że gdyby nie napisy nic człowiek by nie zrozumiał, całkowicie nie radzący sobie ze sprzętem elektronicznym. Do tego przeurocza Sharon, której nie da się nie lubić, 2 krnąbrnych dzieciaków ciągle toczących bitwy i nie radzących sobie z popularnością. I na sam koniec stado psów srających gdzie popadnie. Może to i prymitywna rozrywka, ale mam to gdzieś. To chyba jedyne celebryckie reality show, które serio lubiłam x lat temu i teraz miło mi się je ogląda znowu. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz