Najcześciej czytane

niedziela, 13 listopada 2016

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 28

Muzyka tygodnia




Na ten tydzień wybrałam artystkę znaną, ale mało promowaną w Polsce. Dodam, że delikatnie pamiętam ją z okresu lat 90. Jednak wówczas raczej nie byłam zainteresowana jej twórczością. Zaczęłam jej słuchać całkiem niedawno i jestem totalnie oczarowana. O kim mowa? Fiona Apple, amerykańska wokalistka, kompozytorka i tekściarka. Jej muzyka to właściwie pop, dość ambitny, romansujący z rockiem i jazzem. Ta delikatna, eteryczna dziewczyna, o oczach skrzywdzonej łani posiada bardzo charakterystyczny mocny głos. Śpiewa ze specyficzną mówioną manierą. Jej teksty są bardzo emocjonalne i przepełnione wrażliwością i dosadnością. Nie można jej też odmówić talentu. Już jako 16 latka nagrała w pełni swój debiutancki album "Tidal". Co prawda jego premiera odbyła się dopiero po 3 latach jednak liczy się fakt, że tak młoda osoba stworzyła bardzo dojrzały materiał. Swoją drogą płyta zdobyła w USA status platynowej i sprzedała się w wielomilionowym nakładzie. Młodziutka Fiona też na progu swojej karier pokazała, że jej delikatność to tylko powierzchowna strona. Otwarcie i dobitnie krytykowała amerykański show biznes i styl życia promowany przez media, krytykowała też duże wytwórnie jak i MTV, które w 1997 przyznało jej nagrodę za najlepszy teledysk debiutującego artysty. Dalsza jej twórczość przekształciła się mocno. Drugi album skłaniał się w stronę jazzowej estetyki. Dość charakterystyczne były też zawiłe językowo teksty. Co niektórzy śmiali się, że bez słownika ciężka je zrozumieć. Ale to już lekka przesada. Fiona przez lata miewała różne perypetie z wytwórniami. Jej burzliwy konflikt z Sony doprowadził, do tego, że trzeci album artystki zamiast ukazać się w 2002 roku, został oficjalnie wydany dopiero w 2005. Ostatni raz piosenkarka dała o sobie znać w 2012r. wydając album pod zawiłym tytułem "The Idler Wheel Is Wiser Than the Driver of the Screw and Whipping Cords Will Serve You More Than Ropes Will Ever Do". Tym albumem na pewno wygrała w kategorii najdłuższych tytułów płyt wszech czasów :)






Film tygodnia




Na film tygodnia wybrałam mistrza Woody Allen'a. Tym razem wpadł mi w oko "Co nas kręci co nas podnieca". Choć polskie tłumaczenie jak zwykle jest naciągnę. O wiele bardziej wolę angielską prostszą wersję "Whatever Works". Tak szybko co nieco o fabule. Głównym bohaterem jest Boris. To stary i ekscentryczny naukowiec. Jest prawie jak kopia osobowościowa samego Allena. To zrzędliwy, neurotyczny, aspołeczny, hipochondryczny, nieporadny życiowo introwertyk. Boris uważa, że jedyną pewną rzeczą w życiu jest śmierć. I pod szyldem tej idei wiedzie swój marny żywot. Cały jego świat przewraca się do góry nogami kiedy Boris poznaje młodziutką 20 letnią Melody St. Ann Celestine. I tu wszystko byłoby schematyczne. Młódka dodaje dziadkowi sił witalnych, a ich romans daje mu drugą młodość. Jednak to Allen wiec nie wszystko jest tak banalne. Ten film jest po prostu do bólu zabawny. Dialogi miażdżą. Nie wiem czy przywołanie tych tekstów wyrwanych z kontekstu ma jakikolwiek sens. To po prostu trzeba zobaczyć. Perełki w stylu: "Bóg jest na pewno gejem", "Moja matka zawsze mówiła,”Gdyby moja babcia miała kółka, byłaby trolejbusem.”Moja matka nie miała kółek. Miała żylaki. Mimo to, urodziła genialny umysł.", "Mój ojciec popełnił samobójstwo, ponieważ przygnębiła go poranna gazeta. Mogę go za to winić?",
"-Boris, w jakie zabawne miejsce mogę ją zabrać?
-Może Muzeum Holocaustu?". To kwintesencja stylu Allena. Film miał premierę w 2009 r. Dla mnie był niesamowitym powiewem świeżości i przywołaniem najlepszego stylu reżysera. To taki miks pozycji Allena z czasów "Bierz forsę i w nogi", "Bananowy czubek" czy "Śpioch". Ten film najlepiej ogląda się na komputerze cofając po kilka razy wybrane sceny. Ciekawe są też postacie. Boris grany przez Larry'ego David'a to mistrzostwo komediowej gry aktorskiej. Mocno zaskoczyła mnie również Evan Rachel Wood, grająca Melody. Nie byłam nigdy fanką jej gry aktorskiej, wydawała mi się dość niemrawa i serialowa. A tu miłe rozczarowanie. Stworzyła genialną postać głupiutkiej, lekkomyślnej, naiwnej blondynki, która przekształca się w sprytną uczennicę swojego mistrza. Jest naprawdę rozbrajająca. Do tego charyzmatyczna postać jej matki, która knuje przeciwko Borisowi. Crème de la crème twórczości Woody'ego Allen'a. 





Książka tygodnia




Tym razem opisze wam niedługie opowiadanie, "Loteria" Shirley Jackson. Ten zbiór, który wpadł mi przez przypadek w antykwariacie w ręce strasznie mną poruszył. Sednem jest historia miasteczka liczącego 300 mieszkańców. Jest to bardzo hermetyczna społeczność. I jak to często w takich przypadkach bywa wszyscy się znają, wszyscy siebie oceniają, ostracyzm społeczny jest tu bardzo duży. Miasteczko od lat kultywuje specyficzną tradycje tytułowej Loterii. 26 czerwca wszyscy mieszkańcy zbierali się w wyznaczonym miejscu z kamieniami w rekach. Każdy z czarnego, wyblakłego pudełka musi wylosować kawałek papieru. Jeśli ktoś trafi na czarną kropkę na swoim losie, czeka go bolesne ukamienowanie. Nikt tak naprawdę nie wie skąd wzięła się ta tradycja, nikt nie rozumie jej celu. Po prostu kultywują tradycje od lat, bo tak trzeba i koniec. Nie jest to ani długa historia, ani skomplikowana. Ukazuje jednak genialnie tępotę istoty ludzkiej. Jak człowiek potrafi zabić w imię ślepej tradycji. To idealna metafora naszego życia. Genialne odniesienie do życia choćby w religii, niezależnie jakiej, która krępuje naszą naturę. Najprostszy przykład? Ile razy ktoś został wkluczony bo jest innej orientacji seksualnej, a wyznawana religia tego zabrania. Czy taka osoba robi coś złego? Czy robi komukolwiek krzywdę. Jest sobą i za to spotyka ją wykluczenie. Bo społeczeństwo nie kieruje się zdrowym rozsądkiem, a jedynie schematem w jakim zostało wychowane. To też metafora zaściankowości, braku rozwoju. Społeczeństwo kultywuje tradycje sprzed tysięcy lat, nie zwracając uwagi na to, że świat przez te wszystkie lata się zmienił, tradycja jest już skostniała, często bez sensu. Ciekawie przedstawione są też relacje społeczne. Sednem loterii jest morderstwo. Brutalne ukamienowanie jednego członka społeczności. Mimo to mieszkańcy chcą jak najszybciej się zebrać, zrobić swoje, wrócić do plonów, codziennych prac itd. Ich zachowanie to znudzenie, nonszalancja. Jakby nic takiego strasznego nie miało się wydarzyć. Przy tym wszystkim każdy z mieszkańców obserwuje swoje zachowania. Czuć niepewność. Bo przecież ślepy los może paść na każdego. I nikt tej osobie nie pomoże. Nie ma sentymentów. I nawet matka rzuci kamieniem w swoje małe nic nierozumiejące dziecko. Bo to na niego wskaże tradycja. W każdej chwili nawet członek rodzinny może stać się katem i największym wrogiem. Ile znamy takich małych społeczności? Czy tak przerysowane opowiadanie to przesada? Czy mała wioska gdzieś na obrzeżach dużego miasta nie wygląda tak samo? Może nikt w nikogo nie żuca kamieniem, ale skrzywdzić można podobnie. Z przypadku, bez uzasadnienia. Bo tak nakazuje tradycja, bo wyrwanie się ze schematu jest zbyt ciężkie. Bo społeczność narzuca nam sposób życia. 

Ulubieniec tygodnia


Jeśli chodzi o ulubieńca tego tygodnia to zdecydowanie są to koty sfinksy. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Na weekend zostałam zastępczą kocią mamą różowego golaska. Przepadłam bez reszty. I teraz marze o małej kociej kulce. Do tej pory byłam oddaną fanką Devon rexów, ale teraz mają godnego rywala w postaci sfinksów. Te koty są tak brzydkie, że aż piękne <3 

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Fionę Apple uwilebiam od "When The Pawn Hits The Conflicts" <3

    OdpowiedzUsuń