Najcześciej czytane

niedziela, 20 listopada 2016

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 29

Muzyka tygodnia




W tym tygodniu wreszcie wygrzebałam się muzycznie z okresu lat 90. Zaczęłam słuchać bardziej współczesnych artystów. W tym tygodniu też dostałam w prezencie płytę Lany Del Rey "Born to Die". I właśnie ta płyta obudziła we mnie inspiracje to tego postu. Więc jak już się zapewne domyślacie, dziś w NPT króluje Lana! Doskonale pamiętam, kiedy usłyszałam ją po raz pierwszy. Była to połowa 2011 r. Na jakieś niemieckiej stacji leciał teledysk do "Video Games". Moją uwagę przyciągnęła specyficzna, niecodzienna jak dla komercyjnych stacji muzyka, charakterystyczny teledysk wyglądający jak amatorskie nagrania z lat 60, na taśmie 35 mm. I specyficzna wokalistka z monstrualnymi ustami ( przepraszam, ale te jej usta strasznie zwróciły moja uwagę 😝). Oglądając teledysk niestety nie doczekałam się na belkę zdradzająca czego słucham. Natychmiast odpaliłam wyszukiwarkę i po wyłapanych fragmentach tekstu usiłowałam odnaleźć wokalistkę jak i samą piosenkę. Znalazłam na ytb teledysk, ale o samej Lanie nie było zbyt wiele. I jakoś na rok przepadła w moją niepamięć. Po premierze właśnie "Born to Die", wybuchła jej ogromna fala popularności i tak słuchali jej wszyscy. A ja już nie chciałam. Przyznaje bez bicia, że dopiero w tym roku powróciłam do zgłębiania jej twórczości i jednak przekonałam się na nowo. Nigdy nie nazwę Lany genialną artystką, ale na pewno jest piekielnie stylowa. Jest jak amerykański klasyk Ford Del Rey. Swoją drogą jej drugi człon pseudonimu ma właśnie genezę od owego Forda, natomiast samo imię Lana pochodzi od aktorki Lany Turner. To taka perełeczka mieszcząca w sobie charakterystyczne cechy popkultury USA z lat 50 i 60 XX wieku. Do tego ten oniryczny, nostalgiczny klimat nieszczęśliwego romansu, porzucenia, rozbicia. Ciężko mi sie ustosunkować, czy ją tak w pełni lubię. Jej muzyka wprawia mnie w dziwny nastrój. Ale na pewno wywołuje bardzo specyficzne emocje, ale jak coś działa na nas emocjonalnie znaczy, że jest dobre. Do tego Lana Del Rey idealnie wpisuje się w moje ostatnie fascynacje zarówno estetyką vintage, pin up, jak i klasycznej amerykańskiej mody z lat m.in 50.








Film tygodnia



Dziś będzie o filmie, który po pierwsze rozwalił mi psychikę, po drugie w tydzień po jego obejrzeniu widzę mnóstwo analogi w życiu codziennym do tej paranoicznej fabuły. O co konkretnie chodzi? "Mr. Nobody" w reżyserii Jaco Van Dormaela. Jest to dość specyficzny film science fiction, dla koneserów tradycyjnego gatunku raczej nie jest przeznaczony. Nie mamy do czynienia z robotami, kosmitami czy innymi dziwnymi klimatami. Krótko o fabule. Jest rok 2092. Na ziemi żyje najstarszy człowiek mający 118 lat, jest nim Nemo Nobody. Oprócz tego, że jest najstarszym człowiekiem, w dodatku jest ostatnim śmiertelnikiem. Cała ludzkość w skutek postępu medycyny, stała się nieśmiertelna. Na łożu śmierci zaczyna relacjonować swoje życie. Jednak scenariuszy może być wiele. Każdy wybór ciągnie za sobą jakieś konsekwencje. Zmiana wyboru skutkuje innymi losami. Czy da się przeżyć jedno życie na wiele sposobów? Mr. Nobody to potrafi. Jest on każdym i jednocześnie nikim. Żyje w swoistym trójwymiarze. Pierwszy wybór Nemo to wybór idealnych rodziców. Płód selekcjonuje kandydatów tak by stworzyć sobie idealne warunki. Jego wybór wydaje się doskonały. Mama ładnie pachnie, używa szminki, a tata spogląda na zegarek i jest wysoki. Niestety ten wybór nie był doskonały. Rodzice się rozwodzą, a Nemo ma wybór. Albo zostaje z matką, albo zostaje z ojcem. Każdy wybór niesie inne losy. Czy chłopak wybierając stawia wszystko na jedną kartę? Nie! Przeżywa swoje życie w każdym z wariantów. I żaden z nich nie jest ani lepszy ani gorszy. Jest inny. Jedno życie jest ukazano w kilku, a właściwe 6 różnych scenariuszach. Dodatkowo reżyser wytrąca widza z równowagi. Daje sygnały nawiązujące, że cała historia może być fikcją, książką napisaną przez dziecko albo, że jest to imaginacja stworzona przez zwodniczą pamięć. Między wszystkimi wymiarami jest jeden punkt zbieżny. Postać dziewczyny Anny. Co ciekawe film był kręcony od czerwca 2007 r. do września 2009 r. Ponadto Jared Leto zagrał dwanaście różnych opcji tej samej postaci Nemo. Trzeba też dodać, że Leto jest genialnym aktorem. Nie lubię jego wyczynów muzycznych, jednak aktorsko go uwielbiam. Plastyczność Nemo w tym filmie jest niesamowita, przeistaczanie się aktora i budowanie tak multiosobowościowej postaci budzi podziw. Moim zdaniem są dwa rodzaje widzów. Jedni po obejrzeniu filmu będą mieć głowę pełną refleksji na temat sensowności życia, znaczenia naszych wyborów, refleksji na temat nieuchronności losu. Inni potraktują ten film jak banalną utopijną historię przepełnioną pseudointelektualnymi frazesami.



Książka tygodnia



Wpadłam na iście szatański pomysł. W tym tygodniu chciałam was zachęcić do filozofii. A tak konkretniej postanowiłam podrzucić dzieło Nietzsche'go "Antychryst". Z powodu pracy jaką pisałam wróciłam ostatnio do tej pozycji. I po raz kolejny przeszłam ogromną fascynacje. Ta książka to naczelny podręcznik buntu, poradnik wyrwania się z tradycji kulturowej w jakiej wzrastaliśmy. To dzieło w dużym stopniu nawiązuje do opowiadania jakie opisywałam tydzień temu. Nietzsche pokazuje nam jak społeczeństwo, kultura, a w szczególności religia na etapie dzieciństwa mają wpływ na nasze dorosłe życie i wybory. Pokazuje nam jak zasłaniając się religią nie potrafimy wziąć świadomie odpowiedzialności za nasze życie. Religia i wbijane do głowy dogmaty hamują nasz naturalny rozwój i wolne myślenie. To dzieło również obrazoburcze. Nietzsche atakuje samo sedno chrześcijaństwa, samego Chrystusa. Ale czy do końca? Atak na religię jest połączony z pełnym szacunkiem do osoby Chrystusa. Nietzsche nazywa Jezusa pierwszym i ostatnim prawdziwym chrześcijaninem. Cały rozwój religii jaki nastąpił potem to wypaczenia ludzi. Chrystus jest krytykowany, ale jednocześnie filozof darzy go ogromnym szacunkiem. Wiem, że szczególnie w Polsce są ludzie bezgranicznie wierzący w geniusz tej publikacji, są też ci którzy negują Nietzsche'go przypinając mu łatki satanisty, antysemity i rasisty. Owszem "Antychryst" ma też swoje wady. Niestety to na tym dziele wiele swoich teorii opierali naziści. Nietzsche ma mało dyplomatyczne podejście to żydów jaki i kultury judeochrześcijańskiej. Ponadto w "Antychryście" występuje dość dziwna przychylność w stosunku do kultury islamu. Co tym bardziej, w obecnych czasach i problemach z jakimi boryka się Europa może rozjuszyć czytelnika. Nie zmienia to jednak faktu, że mądre przestudiowani filozofii Nietzsche'go na pewno wzbogaci światopogląd i pozwoli na uwolnienie myśli. No właśnie studiowanie. Jestem zdania, że tej pozycji nie da się od tak przeczytać jak książkę. Trzeba ją przestudiować i mieć kilka podejść by w pełni wgryźć się w temat i zrozumieć co nieco.

Ulubieniec tygodnia




Czy używane znaczy gorsze? Jakie macie na ten temat zdanie? Czy chodzenie do "szmateksów" to coś piętnującego? Znam takich dla, których to naprawdę paskudny rodzaj zakupów i nigdy by nie nosili czegoś używanego, a tym bardziej zakupionego w second handzie. Ja mam do tego zupełnie inne podejście. I nie chodzi tu o fakt naprawdę tanich zakupów. To niewątpliwa zaleta. Bo gdzie za złotówkę kupimy bluzkę, jeansy, albo lepiej kurtkę!? Są miejsca gdzie takie cuda się zdarzają. Ja natomiast kocham second handy za unikatowość. Możemy tam znaleźć dziwne rzeczy, oryginalne, niespotykane, genialnie wykonane i dobre gatunkowo. I zapłacimy za nie grosze. Już chyba po raz milionowy powtarzam, że moja retro fascynacja trwa w najlepsze. A second handy to skarbnica oryginalnych vintagowych ubrań i akcesoriów. Ten tydzień upłynął mi pod hasłem polowań. I napisze wam, że pobiłam swój życiowy rekord. W jednym z największych second handów u mnie w mieście, wraz z koleżanką zakupiłyśmy 7 kg naprawdę unikatowych ciuchów. I am a victim of second hand. 💀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz