Ostatni
post pojawił się 4.12.2016. Tym razem zamilkłam na więcej niż 2
mc. To już chyba standard, że tłumacze się z mojej nieobecności.
Niestety dyscyplina nie jest moją mocną stroną. Przez grudzień,
styczeń, i większą cześć lutego przepadłam na dobre w wirze
przedostatniej w życiu sesji, przeprowadzki i remontu. Ale dosyć
obijania się. Hangar po raz kolejny wraca do żywych. Ja natomiast
mam kilka dodatkowych planów, o których co nieco napisze niebawem.
A teraz przechodzimy do sedna czyli NPT vol. 31.
Muzyka
tygodnia
Ostatnie
miesiące spędziłam na gwałceniu składanki Collected grupy
Massive Attack. Zespól znam od wielu lat, nigdy jednak nie byłam
ich wierną fanką. Po prostu sobie słuchałam od czasu do czasu.
Przyznam, że w ostatnich 3 mc mojej blogowej nieobecności odkryłam
muzykę Massive na nowo. Jak zwykle zacznę od paru słów wstępu.
Massive Attack to głównie trip hopowy zespół, pochodzący z
Anglii. Można ich śmiało nazwać prekursorami tego gatunku. Grupa
na przestrzeni lat składała się z wielu członków. Trzon formacji
zawsze tworzyli Robert del Naja - 3D, oraz Grant Marshall - Daddy G.
Apogeum ich sukcesu przypada na lata 90 ubiegłego wieku. W 1991r.
ukazał się debiutancki album zespołu "Blue Lines", to z niego
pochodzi singiel promujący "Unfinished Sympathy". W utworze gościnie
wystąpiła wokalistka Shara Nelson. W tamtym czasie teledysk z wyżej
wymienioną panią, kroczącą ulicami miasta aniołów był
nieustannie wyświetlany w MTV. Ja po latach upycham ten kawałek w
poczet sztandarowych teledysków lat 90. Ciekawostką jest fakt, że
videoclip został nakręcony tylko jednym ujęciem, bez cieć. Szybko
okazała się, że zespół nie zasłynie tylko jednym udanym
kawałkiem. W 1994r. ukazał sie kolejny album, a równo 4 lata potem
sukces osiągnął krążek "Mezzanine". To nim zainspirowali się
filmowcy. Twórcy Matrixa zapożyczyli do swojej produkcji utwór
"Dissolved Girl", a piosenka "Angel" zagościła w trzech
produkcjach w Snatch, Pi i Stay. No i sztandarowy "Teardrop" został
użyty w czołówce popularnego Dr House. Zespół nie prowadzi
rock&rollowego trybu życia. Nie słyszymy o skandalach muzyków.
Tu najważniejsza jest twórczość. Od ponad 20 lat cyklicznie
wydają dobre przemyślane płyty. Są mistrzami subtelnych opowieści
balansujących na styku różnych emocji. Cały czas też nie
zapominają o charakterystycznym angielskim stylu sceny trip hopowej,
zanurzonej w latach 90. Dla niektórych może być to zła cecha,
pewne uwstecznianie się. Dla mnie słuchanie ich muzyki to
dryfowanie wśród lirycznych dźwięków jednej z najlepszych dekad
(tak należę do fanów lat 90).
Film
tygodnia
Film
tygodnia to chyba już jak zwykle żadna nowa produkcja. Z nudów
przeszukując w sobotni wieczór propozycje filmowe trafiłam na
przeurocze "Złote czasy radia" w reżyserii Woodyego
Allena. Produkcja ma już ładnych parę lat, z zaskoczeniem
odkryłam, że film powstał w 1987r. O czym opowiada? Jak sam tytuł
wskazuje o czasach, w których radio miało największy wpływ na
ludzi - lata 30, lata 40. To czasy kiedy telewizor miała jedna
rodzina na całą dzielnice i to pod warunkiem, że mowa o bogatszej
dzielnicy, a gazety to dość stateczna forma przekazu. Więc w
każdym domu, niezależnie od statusu społecznego brylowały
radioodbiorniki. To dzięki nim słuchano muzyki, najświeższych
informacji z wojennego frontu, relacji sportowych. Autorzy audycji
mieli status gwiazd. To czasy największej popularności słuchowisk
radiowych. Do historii przeszło słuchowisko autorstwa Orsona
Wellessa, przedstawiające radiową adaptacje powieści H. G. Wellsa
"Wojna światów". Obywatele USA, a w szczególności New
Jersey byli tak przejęci słuchowiskiem, że zdawali się nie
zauważyć, że maja do czynienia z literacką fikcją. Byli
przekonani, że planetę naprawdę atakują Marsjanie. Owe wydarzenie
zostało w zabawny sposób przemycone do scenariusza filmu. No
właśnie jak Allen pokazał złotą erę radia? Wszystko opowiada
nam dzieciak z żydowskiej nowojorskiej rodziny Joe. Jego rodzina nie
należy do zamożnego mieszczaństwa. Mieszkają na kupę w jednym
domu. Ojciec nie potrafi rozkręcić żadnego interesu i ukrywa przed
synem, że jest taksówkarzem. Matka typowo zajmuje się domem i
marudzi, że mogła lepiej wyjść za maż, za grabarza. W tym samym
domu mieszka stara panna ciotka Bea, oraz Ciocia Ceil z mężem i
jeszcze paru domowników. Wszystkich łączy jedno, fascynacja
radiem. Każdy z nich ma inną ulubioną audycje. Ich codzienne losy
nierozerwalnie są połączone z radiem i emocjami jakie przekazuje
słuchaczom. Naprawdę ten film to cukiereczek. Jest przezabawny i
nostalgiczny. Przypomina czasy, w których radio nie było tylko
muzyczną tapetą (dodajmy słabą muzycznie tapetą) bez treści. To
czasy kiedy radio dyktowało mody, kreowało gwiazdy, nadawało rytm
codziennego życia. Na wyróżnienie zasługują kostiumy i
scenografia dopracowane do perfekcji. No i ścieżka dźwiękowa
Woody Allen posłużył się wieloma klasykami m.in. Millera, Jamesa
i Goodmana, dawne nagrania Carioki, Tico Tico oraz La Cumparsity.
Film otrzymał dwie nominację do Oscara w kategorii najlepszy
scenariusz i najlepsza scenografia i dekoracje wnętrz. Zgarnął też
dwie nagrody BAFTA za scenografie i kostiumy.
Książka
tygodnia
Tym
razem coś z moich ostatnich literackich fascynacji. Jestem totalnie
zauroczona osobą Huntera S. Thompsona. Zarówno jego prozą jak i
artykułami prasowymi. W ostatnim tygodniu zamówiłam sobie dwie
jego powieści "Lęk i odraza w Las Vegas" i "Dzienniki
rumowe". Zachęcam do przeczytania obu, jednak dziś skupię się
na pierwszym tytule. Na pewno sporo z was kojarzy kultowy już film z
Johnnym Deppem "Las Vegas Parano" (polska wersja tytułu,
oryginał nie odbiega od tytułu książki ang. Fear and Loathing
in Las Vegas). Owy film jest oparty na książce autorstwa
Huntera Thompsona z 1971 r. Co ciekawe polska wersja językowa Lęku
i odrazy pojawiła się dopiero w 2008r. a przetłumaczyli ją Maciej
Potulny i Marcin Wróbel. Coś o fabule. Pierwszoplanowym bohaterem
jest Raoul Duke czyli alter samego autora - Thompsona. Towarzyszy mu
jego adwokat, doktor Gonzo. Co ciekawe ma on odpowiednik w życiu
realnym. Postać była wzorowana na osobie autentycznego adwokata
Thompsona. Panowie zaopatrzeni w narkotyczny arsenał jadą do Las
Vegas, w celu odnalezienia mistycznego amerykańskiego snu.
Oczywiście przez całą podróż piją niezliczone ilości alkoholu,
nie szczędzą sobie kokainy, eteru, LSD no i konsumują sławną
meskalinę. Narrator którym jest główna postać Duke, często
porywa się na komentarze dotyczące społeczeństwa amerykańskiego
i przemian zachodzących w USA lat 60 i 70. Cała opowieść to nie
narkotyczny bełkot. Thompson naprawdę wyjechał do Las Vegas wraz
ze swoim prawnikiem Oscarem Acostą. Obaj pod fałszywymi nazwiskami
pracowali jako dziennikarze „Rolling Stone” relacjonujący wyścig
motocyklowy Mint 400. Ta powieść jest jak mocny odlot, paranoiczna,
nieprzewidywalna, zlękniona, czasem śmieszna, czasem przerażająca
i odrażająca. Jawa miesza się z majakami. Do tego mit
amerykańskiego snu i niestety pustka na końcu jego poszukiwań. Tak
właściwie o czym jest opowieść? W pierwszym odruchu można
odpowiedzieć o narkotykach. O ich konsumpcji, o nauce znieczulania
się przed fekaliami dnia codziennego. O poszukiwaniu sensu i
jednocześnie braku sensu na życie. Trochę o polityce i niezłej
propagandzie USA, która umiera w krzywym zwierciadle dr
dziennikarstwa.
Ulubieniec
tygodnia
Ulubieniec
tygodnia będzie serialowy. W sumie nie wiem czy to dobry pomysł
tutaj o nim pisać bo chce zrobić osobny post o serialach jakie
polecam. Ale trzeba przyznać, że to jest mój niekwestionowany
ulubieniec, nawet nie tygodnia, a całego miesiąca. "Synowie
Anarchii". To serial amerykański emitowany w latach 2008-2014 na
antenie FX. Serial składa się z 7 sezonów i opowiada o losach
specyficznej rodziny. Chodzi tu o gang motocyklowy z Kalifornii o
nazwie Synowie Anarchii. Gang wiedzie prym w miasteczku
Charming. Trzymają sztamę z szeryfem. On nie przeszkadza im w
handlu bronią, a oni nie dopuszczają do przejęcia miasteczka przez
gangi narkotykowe. Z pozoru fabuła nie porywa, ale jak zaczęłam
oglądać to przepadłam. Serial jest brutalny i szpanersko
gangsterski w starym rockowym - motocyklowym stylu. Mamy postać
demonicznej mamuśki Gemma Teller Morrow. Gemma jako nastolatka
uciekła z domu. Po paru latach wróciła z dzieckiem i gangiem
motocyklowym. Mamy też przystojnego syna Jackson "Jax"
Teller, który przeżywa rozterki. Z jednej strony przez matkę i
ojczyma był wychowany na bezwzględnego przywódce gangu, z drugiej
odnajduje notatki ojca, który chciał innej przyszłości dla klubu
motocyklowego. Do tego banda oddanych świrów lubiących bitke,
prochy, wódę i panienki. Mamy też wojnę gangów. Z jednej strony
Latynosi reprezentowani przez gang Mayów, są też nordycy i czarni.
Przepadłam w ten serial bez reszty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz