Najcześciej czytane

niedziela, 19 lutego 2017

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 31

Ostatni post pojawił się 4.12.2016. Tym razem zamilkłam na więcej niż 2 mc. To już chyba standard, że tłumacze się z mojej nieobecności. Niestety dyscyplina nie jest moją mocną stroną. Przez grudzień, styczeń, i większą cześć lutego przepadłam na dobre w wirze przedostatniej w życiu sesji, przeprowadzki i remontu. Ale dosyć obijania się. Hangar po raz kolejny wraca do żywych. Ja natomiast mam kilka dodatkowych planów, o których co nieco napisze niebawem. A teraz przechodzimy do sedna czyli NPT vol. 31.


Muzyka tygodnia





Ostatnie miesiące spędziłam na gwałceniu składanki Collected grupy Massive Attack. Zespól znam od wielu lat, nigdy jednak nie byłam ich wierną fanką. Po prostu sobie słuchałam od czasu do czasu. Przyznam, że w ostatnich 3 mc mojej blogowej nieobecności odkryłam muzykę Massive na nowo. Jak zwykle zacznę od paru słów wstępu. Massive Attack to głównie trip hopowy zespół, pochodzący z Anglii. Można ich śmiało nazwać prekursorami tego gatunku. Grupa na przestrzeni lat składała się z wielu członków. Trzon formacji zawsze tworzyli Robert del Naja - 3D, oraz Grant Marshall - Daddy G. Apogeum ich sukcesu przypada na lata 90 ubiegłego wieku. W 1991r. ukazał się debiutancki album zespołu "Blue Lines", to z niego pochodzi singiel promujący "Unfinished Sympathy". W utworze gościnie wystąpiła wokalistka Shara Nelson. W tamtym czasie teledysk z wyżej wymienioną panią, kroczącą ulicami miasta aniołów był nieustannie wyświetlany w MTV. Ja po latach upycham ten kawałek w poczet sztandarowych teledysków lat 90. Ciekawostką jest fakt, że videoclip został nakręcony tylko jednym ujęciem, bez cieć. Szybko okazała się, że zespół nie zasłynie tylko jednym udanym kawałkiem. W 1994r. ukazał sie kolejny album, a równo 4 lata potem sukces osiągnął krążek "Mezzanine". To nim zainspirowali się filmowcy. Twórcy Matrixa zapożyczyli do swojej produkcji utwór "Dissolved Girl", a piosenka "Angel" zagościła w trzech produkcjach w Snatch, Pi i Stay. No i sztandarowy "Teardrop" został użyty w czołówce popularnego Dr House. Zespół nie prowadzi rock&rollowego trybu życia. Nie słyszymy o skandalach muzyków. Tu najważniejsza jest twórczość. Od ponad 20 lat cyklicznie wydają dobre przemyślane płyty. Są mistrzami subtelnych opowieści balansujących na styku różnych emocji. Cały czas też nie zapominają o charakterystycznym angielskim stylu sceny trip hopowej, zanurzonej w latach 90. Dla niektórych może być to zła cecha, pewne uwstecznianie się. Dla mnie słuchanie ich muzyki to dryfowanie wśród lirycznych dźwięków jednej z najlepszych dekad (tak należę do fanów lat 90).








Film tygodnia





Film tygodnia to chyba już jak zwykle żadna nowa produkcja. Z nudów przeszukując w sobotni wieczór propozycje filmowe trafiłam na przeurocze "Złote czasy radia" w reżyserii Woodyego Allena. Produkcja ma już ładnych parę lat, z zaskoczeniem odkryłam, że film powstał w 1987r. O czym opowiada? Jak sam tytuł wskazuje o czasach, w których radio miało największy wpływ na ludzi - lata 30, lata 40. To czasy kiedy telewizor miała jedna rodzina na całą dzielnice i to pod warunkiem, że mowa o bogatszej dzielnicy, a gazety to dość stateczna forma przekazu. Więc w każdym domu, niezależnie od statusu społecznego brylowały radioodbiorniki. To dzięki nim słuchano muzyki, najświeższych informacji z wojennego frontu, relacji sportowych. Autorzy audycji mieli status gwiazd. To czasy największej popularności słuchowisk radiowych. Do historii przeszło słuchowisko autorstwa Orsona Wellessa, przedstawiające radiową adaptacje powieści H. G. Wellsa "Wojna światów". Obywatele USA, a w szczególności New Jersey byli tak przejęci słuchowiskiem, że zdawali się nie zauważyć, że maja do czynienia z literacką fikcją. Byli przekonani, że planetę naprawdę atakują Marsjanie. Owe wydarzenie zostało w zabawny sposób przemycone do scenariusza filmu. No właśnie jak Allen pokazał złotą erę radia? Wszystko opowiada nam dzieciak z żydowskiej nowojorskiej rodziny Joe. Jego rodzina nie należy do zamożnego mieszczaństwa. Mieszkają na kupę w jednym domu. Ojciec nie potrafi rozkręcić żadnego interesu i ukrywa przed synem, że jest taksówkarzem. Matka typowo zajmuje się domem i marudzi, że mogła lepiej wyjść za maż, za grabarza. W tym samym domu mieszka stara panna ciotka Bea, oraz Ciocia Ceil z mężem i jeszcze paru domowników. Wszystkich łączy jedno, fascynacja radiem. Każdy z nich ma inną ulubioną audycje. Ich codzienne losy nierozerwalnie są połączone z radiem i emocjami jakie przekazuje słuchaczom. Naprawdę ten film to cukiereczek. Jest przezabawny i nostalgiczny. Przypomina czasy, w których radio nie było tylko muzyczną tapetą (dodajmy słabą muzycznie tapetą) bez treści. To czasy kiedy radio dyktowało mody, kreowało gwiazdy, nadawało rytm codziennego życia. Na wyróżnienie zasługują kostiumy i scenografia dopracowane do perfekcji. No i ścieżka dźwiękowa  Woody Allen posłużył się wieloma klasykami m.in. Millera, Jamesa i Goodmana, dawne nagrania Carioki, Tico Tico oraz La Cumparsity. Film otrzymał dwie nominację do Oscara w kategorii najlepszy scenariusz i najlepsza scenografia i dekoracje wnętrz. Zgarnął też dwie nagrody BAFTA za scenografie i kostiumy. 





Książka tygodnia




Tym razem coś z moich ostatnich literackich fascynacji. Jestem totalnie zauroczona osobą Huntera S. Thompsona. Zarówno jego prozą jak i artykułami prasowymi. W ostatnim tygodniu zamówiłam sobie dwie jego powieści "Lęk i odraza w Las Vegas" i "Dzienniki rumowe". Zachęcam do przeczytania obu, jednak dziś skupię się na pierwszym tytule. Na pewno sporo z was kojarzy kultowy już film z Johnnym Deppem "Las Vegas Parano" (polska wersja tytułu, oryginał nie odbiega od tytułu książki ang. Fear and Loathing in Las Vegas). Owy film jest  oparty na książce autorstwa Huntera Thompsona z 1971 r. Co ciekawe polska wersja językowa Lęku i odrazy pojawiła się dopiero w 2008r. a przetłumaczyli ją Maciej Potulny i Marcin Wróbel. Coś o fabule. Pierwszoplanowym bohaterem jest Raoul Duke czyli alter samego autora - Thompsona. Towarzyszy mu jego adwokat, doktor Gonzo. Co ciekawe ma on odpowiednik w życiu realnym. Postać była wzorowana na osobie autentycznego adwokata Thompsona. Panowie zaopatrzeni w narkotyczny arsenał jadą do Las Vegas, w celu odnalezienia mistycznego amerykańskiego snu. Oczywiście przez całą podróż piją niezliczone ilości alkoholu, nie szczędzą sobie kokainy, eteru, LSD no i konsumują sławną meskalinę. Narrator którym jest główna postać Duke, często porywa się na komentarze dotyczące społeczeństwa amerykańskiego i przemian zachodzących w USA lat 60 i 70. Cała opowieść to nie narkotyczny bełkot. Thompson naprawdę wyjechał do Las Vegas wraz ze swoim prawnikiem Oscarem Acostą. Obaj pod fałszywymi nazwiskami pracowali jako dziennikarze „Rolling Stone” relacjonujący wyścig motocyklowy Mint 400. Ta powieść jest jak mocny odlot, paranoiczna, nieprzewidywalna, zlękniona, czasem śmieszna, czasem przerażająca i odrażająca. Jawa miesza się z majakami. Do tego mit amerykańskiego snu i niestety pustka na końcu jego poszukiwań. Tak właściwie o czym jest opowieść? W pierwszym odruchu można odpowiedzieć o narkotykach. O ich konsumpcji, o nauce znieczulania się przed fekaliami dnia codziennego. O poszukiwaniu sensu i jednocześnie braku sensu na życie. Trochę o polityce i niezłej propagandzie USA, która umiera w krzywym zwierciadle dr dziennikarstwa. 



  
Ulubieniec tygodnia




Ulubieniec tygodnia będzie serialowy. W sumie nie wiem czy to dobry pomysł tutaj o nim pisać bo chce zrobić osobny post o serialach jakie polecam. Ale trzeba przyznać, że to jest mój niekwestionowany ulubieniec, nawet nie tygodnia, a całego miesiąca. "Synowie Anarchii". To serial amerykański emitowany w latach 2008-2014 na antenie FX. Serial składa się z 7 sezonów i opowiada o losach specyficznej rodziny. Chodzi tu o gang motocyklowy z Kalifornii o nazwie Synowie Anarchii. Gang wiedzie prym w miasteczku Charming. Trzymają sztamę z szeryfem. On nie przeszkadza im w handlu bronią, a oni nie dopuszczają do przejęcia miasteczka przez gangi narkotykowe. Z pozoru fabuła nie porywa, ale jak zaczęłam oglądać to przepadłam. Serial jest brutalny i szpanersko gangsterski w starym rockowym - motocyklowym stylu. Mamy postać demonicznej mamuśki Gemma Teller Morrow. Gemma jako nastolatka uciekła z domu. Po paru latach wróciła z dzieckiem i gangiem motocyklowym. Mamy też przystojnego syna Jackson "Jax" Teller, który przeżywa rozterki. Z jednej strony przez matkę i ojczyma był wychowany na bezwzględnego przywódce gangu, z drugiej odnajduje notatki ojca, który chciał innej przyszłości dla klubu motocyklowego. Do tego banda oddanych świrów lubiących bitke, prochy, wódę i panienki. Mamy też wojnę gangów. Z jednej strony Latynosi reprezentowani przez gang Mayów, są też nordycy i czarni. Przepadłam w ten serial bez reszty.


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz