Najcześciej czytane

poniedziałek, 9 października 2017

Atomowa Charlize Theron

Dziś wystartuje z recenzją świeżego acz już odrobinkę zleżałego filmu. Atomic Blonde obejrzałam prawie 2 mc po jego premierze. Trochę mi to zajęło, ale nie żałuje. Film choć nie jest idealny, posiada parę smaczków, które w moim mniemaniu czynią go jednym z ciekawszych obrazów minionego lata. 



Nakreślając fabułę mamy do czynienia z lekko bondowskim klimatem w wydaniu damskim. Lorraine Broughton (grana przez  Charlize Theron) jest agentką MI6. Zostaje wysłana do Berlina w czasie zimnej wojny. Do jej zadania należy odnaleźć zaginioną listę szpiegów i zbadać śmierć jednego z nich, nomen omen swojego dawnego kochanka. Za reżyserię odpowiadał  David Leitch, który oprócz tego, że jest reżyserem i aktorem to również kaskaderem. I ta ostatnia profesja odbiła się bardzo pozytywnie na scenach walk. Sama Theron była producentką filmu. Pozostała obsada wygląda równie ciekawie James McAvoy, John Goodman, Eddie Marsan.  



Zacznę od bezwzględnych plusów. Soundtrack do tego filmu miażdży od pierwszych scen. Ktoś mądry nie zapomniał, że muzyka tworzy klimat, wywołuje wspomnienia, wyostrza emocje. Ja miała ciarki raz za razem, scena po scenie słysząc  "Blue Monday" HEALTH cover New Order, "Father Figure" George'a Michael'a, "Der Kommissar" After the Fire, "Cities in Dust" Siouxsie and the Banshees, "Cat People" David'a Bowie'go, a cover Ministry "Stigmata" w wykonaniu Marilyn'a Manson'a w aranżacji Tyler'a Bates'a rozwalił mnie na łopatki. Swoją drogę ten ostatni pan jest twórcą muzyki filmowej i przyłożył trochę swojego talentu do całości podkładu muzycznego Atomic. Oglądając ten film czułam się tak jakby ktoś po prostu włączył moją play listę. 



Druga istotna kwestia to sceny walk i oszałamiająca Charlize Theron. Podobno aktorka w trakcie prób złamała 2 zęby. Walk uczyło ją też 8 trenerów. Efekty widać na ekranie. Ultra seksowna Charlize nie jest ani trochę groteskowa, bije od niej autentyczność i dziki seks kiedy powala jednego przeciwnika za drugim. Jak przy tak komiksowym obrazie udało się uniknąć sztuczności? Paradoksalnie dlatego, że do ich stworzenia nie użyto komputerowych efektów, nie dodawano spowolnień, czy nierealnych ujęć. To naturalistyczne lanie po mordzie do upadłego. Ok może trochę podkoloryzowane, kiedy widzimy smukłą blondynkę odbijającą się od ściany, zlatującą po schodach, obrywającą sierpami po twarzy i kopniakami po nerkach. Każdy by sobie zadał pytania, ona jeszcze żyje? Ale w końcu film opiera się na podstawie komiksu "The Coldest City", więc myśląc o tym w tym kontekście całość "gra". Główna postać Lorraine na przemian jest seksowna i niebezpieczna. Po mistrzowsku załatwia funkcjonariuszy KGB i niemieckich policjantów. Z czarem podrywa dziewczyny i nie boi się czystej wódki. A to wszystko okraszone perfekcyjnymi stylizacjami i makijażem. Theron wyrzuca z siebie dialogi jak ostrza noży, jest lodowata, bezwzględna i erotyczna. Do kolejnych plusów można zaliczyć zdjęcia i całą kolorystkę. Berlin tuż przed upadkiem muru ukazany jest jako szare miejsce beznadziei. Noce okraszone są światłem neonów przywodząc na myśl lata 80. 



No i tu można przejść do minusów które trochę zabiły całość. Fabuła składa się z uciętych scen przeplatanych walkami. W pewnym momencie sens misji Lorraine się zaciera. Widz ma problem z połapaniem się o co teraz tak naprawdę chodzi. Jest akcja i widowiskowość ale siadła intryga. Podziwiałam na ekranie charyzmatyczną bohaterkę i jej popisy, ale nie bardzo interesowała mnie jej misja. I chyba nie byłam wyobcowana w tych odczuciach. Wizualnie i estetycznie Atomic Blonde to cukiereczek, ale nie to chyba jest najważniejsze w filmie. I tak pozostaje lekki zgrzyt, który może przeważyć nad wszystkimi pozostałymi zachwytami. Z drugiej strony to obraz stworzony dla rozrywki. Film wypuszczony w okresie wakacyjnym, promowany na Comic Con przede wszystkim ma bawić. I jak spojrzymy od tej strony to Atomic Blonde jest naprawdę atomowy.   




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz