Najcześciej czytane

niedziela, 5 listopada 2017

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 34

Muzyka tygodnia 



W tym tygodniu pomyślałam, że zaprezentuje wam nietypowego artystę, chodzi o Adore Delano. Tak naprawdę nazywa się Daniel "Danny" Noriega. USA mogło go poznać w 2008r. kiedy wziął udział w programie "American Idol". Został zapamiętany jako zdolny, pyskaty dzieciak. Idola nie wygrał i jego kariera raczej ucichła po show. W międzyczasie Danny odkrył w sobie nowy talent. Został śpiewającą drag queen. Jak sam wielokrotnie mówił, do stworzenia swojego kobiecego alter ego zainspirował go występ innej drag queen, Raven. Danny zaczął cyklicznie występować jako Adore Delano w Południowej Kalifornii. Jego show zostało zauważone przez samego RuPaula i producentów programu RuPaul's Deag Race. Adore wystąpił w 6 sezonie show i ostatecznie wszedł do finałowej trójki. Mimo, że znowu nie wygrał to zwrócił uwagę szerszej publiczności. Po pierwsze świetnie śpiewał, po drugie nie był typową "beauty queen". Swoją osobą przywodził na myśl szalone gwiazdy lat 90 (swoją drogą jego parodia Anna Nicole Smith jest naprawdę bezcenna), mocno inspirował się też grunge'em. Na Youtobe Adore z dużym rozmachem zaczął umieszczać kolejne nowe teledyski. Ostatecznie wydał trzy albumy. Na początku swojej kariery był mocno popowy. Jego muzyka to typowe klubowe propozycje jakie zaczęły się pojawiać po sukcesie programu RuPaul's Deag Race, u wielu uczestniczek. Zaskoczeniem była ostatnia płyta "Whatever". O wiele bardziej rockowa, agresywna, zbuntowana. W przeciwieństwie do kolosalnej większości drag queen Adore naprawdę dobrze śpiewa. Ma też niezłe wyczucie jak sprzedać samego siebie. Może i jego muzyka nie jest super ambitna, ale na pewno daje dobrą zabawę.


                 
                       

Film tygodnia



Zdecydowanym filmowym mistrzem tego tygodnia jest "Król Artur: Legenda miecza" w reżyserii Guya Ritchie. Przyznam, że średnio miałam ochotę obejrzeć tę pozycje. Nie lubię takich klimatów, nigdy nie bawiła mnie legenda króla Artura. Jedyne co było diamencikiem przyciągającym mnie do tego filmu to Charlie Hunnam. Od czasu kiedy wciągnęłam się w "Synów anarchii" jestem jego oddaną fanką. Fabuły filmu chyba nie trzeba zbytnio wyjawiać. To opowieść o tym jak Artur został królem dzierżąc w dłoniach swój Excalibur. Tyle w temacie. Co jednak wyróżnia ten film? Guy Ritchie postanowił stworzyć go nie jak kolejną sztampową baśń, lecz jak łobuzerski teledysk. Tu postać Hunnam'a sprawdziła się doskonale. Król Artur to nie dostojny szlachcic, a przystojny zawadiaka. Wychowany w burdelu, parający się wyłudzaniem haraczy i walkami ulicznymi. Do tego ekspresywny montaż, świetna dynamika akcji, dopracowane dialogi które bawią i wciągają. Warto też zwrócić uwagę na ścieżkę dźwiękową. Za większość kompozycji odpowiadał Daniel Pemberton. Stworzył naprawdę wciągający soundtrack, który jest połączeniem celtyckich brzmień i współczesnej muzyki elektronicznej. Trzeba też przyznać, że nie jest to genialna produkcja zgarniająca nagrody. To czysta skondensowana rozrywka, która umili sobotni wieczór. I wbrew pozorom chce się do niej wrócić za jakiś czas. 



Książka tygodnia 



Jestem oddaną fanką książek biograficznych. Mam ich sporą kolekcje. Ostatnio dostałam w prezencie kolejną "Ja, Ozzy, Autobiografia". Ozzy opowiadał, a na papier przelewał

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Drag Queenów, ale często za ich muzyką nie przepadam, bo rzeczywiście nie potrafią śpiewać, a teksty są proste lub często o niczym. Najbardziej uwielbiam ich za makijaż i poczucie humoru. Delano widziałam, ale nie wiedziałam, że śpiewa. Raven może może zainspirować hehe :D

    OdpowiedzUsuń