Najcześciej czytane

sobota, 28 lutego 2015

Polskie gówno

Nareszcie zabrałam się za pisanie! Jeśli ktoś czekał na nadchodzące posty to przepraszam. Dwukrotnie również obiecywała recenzję "Polskiego gówna". Niestety w ostatnim tygodniu nie udało mi się jej napisać. Powód to małe zapalenie więzadeł i prawie cały tydzień zmarnowany w kolejkach do internisty i ortopedy :(. Ale wreszcie weekend i czas na pisanie. Postaram się nadrobić kulturalne zaległości. 





W Walentynki zdecydowana większość polaków wybrała się na osławione "50 Twarzy Greya". Ja musiałam jak zwykle iść pod prąd i wybrałam "Polskie gówno". Film, na który czekałam całe 7 lat. Koncepcja tej kinowej produkcji zafascynowała mnie już od pierwszych zarysów fabuły, o jakich mówił jej twórca Tymon Tymański. No i tak czekałam na film rok, dwa, trzy, cztery, aż urodziło się 7 lat. Wyczekiwałam z o wiele bardziej zapartym tchem, niż połowa kur domowych na Greya. No i wreszcie obejrzałam. Jak wrażenia? Może nie powinnam zdradzać takich informacji na początku, ale zobaczyłam na ekranie dokładnie to czego się spodziewałam. Nie było zaskoczenia. Może to wynika z tego, że bardzo dobrze znam artystyczne losy Tymańskiego. Nie dziwią mnie pewne kwestie i nie oburzają. Rozumiem tę jego porąbaną estetykę. Jest taka sama, niezależnie czy mowa o Tranzystorach, czy takich projektach jak Kury (jak ktoś nie zna oba zespoły polecam googlować). Są one niedorzecznym lustrzanym odbicie, a raczej krzywym zwierciadłem naszej rzeczywistości. I jaka jest twórczość muzyczna Pana Tymańskiego, taki jest też ten film. Czytałam mnóstwo recenzji od zachwytu, po całkowite zjechanie filmu. Tak na YTB usłyszałam chociażby, że jest to film dla ludzi rechoczących na dźwięk słowa "kutas". Jeśli ktoś tak podsumowuje ten film, wykazuje się gigantyczną ignorancją. Z drugiej strony nie jest to też żadne wybitne dzieło, jak co poniektórzy próbowali udowodnić w swoich ocenach. Jest to niezła zabawa w filmowca, komediowe podjecie tematyki zgniłego show biznesu. Trochę może nawet eksperyment. Tylko wszystko okraszone bardzo specyficzną estetyką. Albo ktoś tę estetykę kupuje i rozumie, albo stwierdzi, że ten film to jeden wielki idiotyzm. I cały ten mój wywód zamknę zdaniem, że nie jest to film dla każdego. Wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że trzeba mieć bardzo specyficzny sposób patrzenia na otaczająca nas rzeczywistość, by umieć docenić "Polskie gówno". Ja, jak już wspominałam zobaczyłam dokładnie to co chciałam. Nie jestem rozczarowana. 





O czym jest "Polskie gówno"? Poznajemy niejakiego Jerzego Bydgoszcza. Podstarzałego muzyka alternatywnego z Pruszcza Gdańskiego, lidera grupy Tranzystory. Chłopina usiłuje robić karierę, ale jest zbyt alternatywny. Nikt nie chce go grać, wydawać, nikt nie przychodzi na koncerty. No oprócz jednego psychopatycznego fana Andrzeja, w tej roli Czesław Mozil. Jak każdy przeciętny muzyk, Jerzy jest doszczętnie spłukany. Żyje ze swoim ojcem (w tej roli Marian Dziędziel, wyśpiewujący urocza balladę ojcowską) Jerzym Bydgoszczem seniorem, który za pazuchy, w bólach męczeńskich kopsnie spłukanemu synowi stówaka. Pewnego dnia losy Jerzego nabierają nieoczekiwanego zawrotu. Do domu jego ojca puka komornik Czesław Skandal (Grzegorz Halama). Oczywiście chce on odebrać długi od Jurka, ale ma na to niekonwencjonalny pomysł. Dowiedziawszy się, że nasz główny bohater jest muzykiem, Czesiek Skandal wymyśla, że zostanie menadżerem zespołu. Jurek spłaci długi, a Czesiek zarobi. Jurek namawia kolegów z zespołu by pójść na układ ze Skandalem. Muzycy to też doborowe towarzystwo Stan Gudeyko (Robert Brylewski), zapijaczony Zbigniew Gruz (Filip Gałązka). Panowie ruszają w trasę, na której spotyka ich iście człowieczy los. Są wykorzystywani, wożeni od miasta do miasta jak cyrk objazdowy, a jedyną osobą posiadającą pieniądze jest Skandal. Perkusista Gruz popada w coraz większy alkoholizm (rzyga gdzie popadnie, nawet w trakcie solówek na bębnach), Skandal bzyka panienki po garderobach, a obiecanej płyty zespołu nie widać. W akcie rozpaczy panowie zgłaszają się do Romana Blooma (o ile dobrze pamiętam wujka Skandala). Skandal prosi go o pomoc w "szołbizowym" światku. Ku ich zaskoczeniu, ekscentryczny staruszek każe im się modlić do szołbizowego fallusa. Tu dość metaforyczna i ciekawa scena, kiedy Halama mówiąc wulgarnie obciąga bożka szołbizu. Jego łzy w trakcie skruszą każdego. Co ciekawe, garbatym lokajem Blooma, jest sam Leszek Możdżer. Potem panowie zgłaszają się do telewizyjnego show, łamiąc swoje żelazne zasady alternatywy. Tylko czy na pewno? Tego już nie zdradzę. Na ekranie zobaczymy też Arkadiusza Jakubika jako muzyka Dudka Meissnera. Mikołaj Lizut został natomiast wokalistą Zoltarem. Sonia Bohosiewicz też dała radę jako Giga. Natomiast muzyk Jacek Bieleński zagrał organizatora koncertu Tranzystorów w Łodzi. Nie powiem czym zapłacił chłopakom za koncert. No i na scenie cała rodzina Tymańskich bo i aktualna żona i obaj synowie. Co ciekawe nawet w napisach końcowych, w charakteryzacji nie zabrakło nazwiska Tymańskich. Jednym słowem doborowo. Cały film to dość bezczelny żart walący nas bez pardonu po gębach. Usłany jest mnóstwem metafor i nawiązań. Mamy sławetny zespół B.Sex, czy telewizje Polwsad. Ale tego już nie będę tłumaczyć, bo Tymański odkrywał w niejednym wywiadzie, z czego się konkretnie nabijał, czego parodiami są te i inne zakamuflowane nazwy. Na końcu warto podkreślić, że film ten miał zawierać elementy paradokumentu. Tu trochę im nie wyszło. Parę scen nakręconych telefonem komórkowym wygląda dziwnie, nie nadaje autentyczności. No i ponadto miał on zawierać elementy musicalu. I tu już wypaliło. Piosenki i wstawki są boskie. Usiłowałam znaleźć w internecie ścieżkę dźwiękową, żeby tu wrzucić parę piosenek, ale nie zdołałam. Jeśli tylko ścieżka dźwiękowa zostanie wydana ja ją kupię z miłą chęcią. Teksty typu "mam w dupie przyjaciela, na imię mu Esperal" są po prostu epickie. Czy choćby wspomniana pieśń ojca. Choć tak jak myślę na YTB powinna być jedna piosenka wykonywana przez Grzegorza Halamę. No i na końcu produkcja ta otrzymała nagrodę publiczności (w konkursie "Inne Spojrzenie"), na Festiwalu Filmowym w Gdyni. 







Nie wiem czy kogokolwiek zachęciłam. Może wręcz odstraszyłam. Mimo to napisze "POLECAM". W tym całym rynsztoku niedorzeczności, dla umysłu choć podrobinę trzeźwego kryję się naprawdę dobra "satyra na pozbawiony polotu rodzimy szołbiz". I jak to powiedział  Kazimierz Przerwa-Tetmajer Wolę polskie gówno w polu, Niż fijołki w Neapolu.


.

2 komentarze:

  1. Tez nie poszłam na 50TG. ,,Polskie Gówno" wydaje mi się intrygujący. Musze go obejrzeć :)

    MÓJ BLOG :)

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam ze nie slyszalam o tym filmie, ale mnie zaciekawilas hah: P

    OdpowiedzUsuń