Najcześciej czytane

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 16

Muzyka tygodnia





Dziś propozycja niszowa, ale już nie Polska. W minionym tygodniu zaintrygowała mnie postać Toma Rosenthala. Muzyk pochodzi z UK, ściślej Londynu. Jak na razie ten 28 latek ma na swoim koncie 5 albumów: "Keep a Private Room Behind the Shop", "Who's That in the Fog?", "B-Sides", "Bolu", "The Pleasant Trees". Swoją działalność rozpoczął w 2011r., to wtedy wyszedł album "Keep a Private Room Behind the Shop". Co ciekawe, zapewne każdy z was, nie raz natknął się na twórczość Toma. Ja chyba dopiero gdy odkryłam jego nazwisko zaczęłam zauważać, że mnóstwo YTBerów wykorzystuje fragmenty jego utworów jako podkłady muzyczne swoich filmików. Nie raz zasłyszałam go w reklamach, a nawet polskich serialach. O ile mnie pamięć nie myli "mykną mi" w TVNowskich "Lekarzach". Wykorzystano bodaj utwór "Woes". No to teraz z jaką muzyką mamy do czynienia? Jak dla mnie jest ona w swojej formię bardzo brytyjska. Akcent Toma akcentem, ale nawet po samej muzyce czuć, że to raczej produkcja rodem z wysp. Nie wiem czemu, ale zawsze rozpoznaje coś takiego, bardzo specyficzne brzmienie. Jego utwory wiją się i ulatują jak dym w bezwietrzny dzień. Och jaka mi się metafora włączyła :D Są niesamowicie liryczne, relaksujące i paradoksalnie wzruszające. Choć ja nie mogę z nim przesadzić bo można się nabawić tak silnej nostalgii, że stoi ona na granicy depresji. Tom nie ma super profesjonalnych klipów, ale i tak przyjemnie się na nie patrzy. Same utwory podejmują tematykę życia codziennego, najbardziej błahych spraw. Nawet zwykły arbuz zasłużył na jedną piosenkę.





Film tygodnia





Film tygodnia będzie dość nietypowy jak na mój gust. Ale zaczyna się lato więc i lekkie filmy są na czasie. Ostatnio obejrzałam "Sex Story", w oryginale "No Strings Attached". Czyli można powiedzieć, że komedia romantyczna. Na całe szczęście nie ckliwa i nudna. Z lekkim pazurem. Film miał premierę w 2011r., jego reżyserem był Ivan Reitman. W rolach głównych  Natalie Portman i Ashton Kutcher. Fabuła jest błaha i w sumie chyba w wielu przypadkach dość życiowa. Emma i Adam są wieloletnimi przyjaciółmi. Zaczynają się spotykać po latach i postanawiają zawrzeć układ: przyjaźń i seks, ale nie związek. Ona ma wstręt do wszystkich relacji emocjonalnych, a on ma traumę po tym jak dziewczyna rzuciła go dla jego ojca. Relacja się zacieśnia, aż dochodzi do rozłamu w układzie. Dlaczego akurat ta pozycja przypadła mi do gustu, pomimo tego, że mam alergię na takie filmy? Bo to nie słodkopierdząca komedia romantyczna. Jest w niej dużo pikanterii, trochę życiowych flaków, trochę seksualno - damsko męskiego bagienka. Zamiast oglądać gruchającego Adama z Emmą oglądamy dość nieporadne romansowanie. Zamiast bukietu róż, marchewki, zamiast cudownych wieczorów, obżeranie się pączkami, lody, i zabójczy okres. Plus mam chyba do takich opowiastek jakiś sentyment życiowy. Ale tu już się w prywatę nie będę zagłębiać. Jak nie lubicie komedii romantycznych to tę raczej kupicie bez odruchu wymiotnego. 



Książka tygodnia





Książka tygodnia już trochę cięższa i dla konesera. "Takie tam (dziennik)" autorstwa Macieja Malickiego. To dziennik, nie relacjonujący życia bohatera. To dziennik poświęcony językowi. To po prostu figlarna zabawa słowem. Znajdziemy tu sporo dowcipu z życia codziennego, ale ukazanego w bardzo prosty i umiarkowany sposób. Nie mamy do czynienia z ciągłym tekstem. Są to fragmenty wyrwane z codzienności. Po kilka zdań o zaobserwowanej sytuacji, rozmowa dwóch nieznajomych, zamknięta w paru słowach.  Do takich tworów trzeba mieć niesamowitą cierpliwość. Na pewno zaciekawi filologów i ludzi zwracających uwagę na siłę słowa. Amatorów powieści, raczej niedoświadczonych w kwestii literackich eksperymentów, nie przyciągnie.

Ulubieniec tygodnia

Ulubieniec tygodnia to letnie wyprawy plenerowe. Ostatnio co weekend gdzieś jeżdżę. Jak na razie są to wyprawy około wojewódzkie. Jednak od lipca mamy ze znajomymi plan odwiedzić parę parków krajobrazowych. Kiedy nie ma się czasu na dłuższy urlop trzeba się zadowalać mini wyjazdami. A na dole parę nieprofesjonalnych zdjęć :)


 






Jeszcze całkiem miejsko. Kielecka Kadzielnia.



 Stadion Leśny


Schody do nieba ;)



Podkielecki Smyków (około 30 km) i niestety kapryśna pogoda.


A na koniec nasz sporych rozmiarów przyjaciel. Nie do końca rasowy chart Krokuś. Dzielnie nam towarzyszył w trakcie wyprawy po wiejskich bezdrożach.

1 komentarz:

  1. Film wydaje się być bardzo ciekawy. Nie ogladalam go jeszcze, więc z chęcią to zrobie
    http://justine-and-nicole.blogspot.com/?m=1 zapraszam

    OdpowiedzUsuń