Najcześciej czytane

niedziela, 6 marca 2016

Niedzielny Przegląd Tygodnia - vol. 22

No i znowu zniknęłam na blisko miesiąc. Niestety nie należę do zbyt sumiennych blogerek. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mam pierwszy wolny weekend od ponad 2 mc. Więc będzie nowy post. Tradycyjnie "Niedzielny Przegląd Tygodnia" tym razem odsłona 22. Zapraszam :)

Muzyka tygodnia 


 
Zastanawiałam się co wam pokazać w muzyce tygodnia. Mam całkiem sporo ciekawych i dość nowych pozycji. Jednak mój wybór będzie dość sztampowy. Po około 5 latach przerwy, wróciłam do słuchania Red Hot Chili Peppers. I jak tak o nich sobie teraz myślę, to chyba nigdy nie wspominałam o nich na łamach Hangaru. A jest to bez mała jeden z najważniejszych zespołów w moim życiu. Dlaczego? Zaczęłam ich słuchać mając jakieś 12 lat. I wspominam ich jako zespół, który był pierwszym moim świadomym wyborem i pierwszą muzyczną fascynacją. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale ściślej chodzi mi o to, że wcześniej moje muzyczne wybory zawsze były od czegoś uzależnione. Wiadomo jak to dziecko, najpierw słuchałam tego, czego słuchano w moim domu. Potem siostra zmuszała mnie do słuchania amerykańskiego popu, a że starsza to wpływ miała. A na samym końcu były mody muzyczne jakie przewijały się przez szkołę. RHCP był pierwszym bandem, na który natrafiłam przypadkowo, moje szczeka opadła i roztrzaskała się o podłogę. A ja przeszłam jedną z pierwszych i większych fascynacji muzycznych w moim życiu. Tak, i dlatego uważam, że jest to dla mnie jeden z ważniejszych zespołów. Taki sentyment. Wiem, że opinie na ich temat są podzielone. Niektórzy albo ich kochają, albo wprost nienawidzą. Wielu, nie może im wybaczyć mieszania rocka, często nawet elementów punk'a z funki. Ja ten pulsacyjny rytm wprost uwielbiam. Są moim zdaniem kolorowi i wielowymiarowi. Nie ma nic gorszego, jak zamykanie się w jakimś schemacie. Ortodoksja nie służy nawet muzyce. No i kolejna kwestia to naprawdę utalentowani muzycy. Orgiastyczny bas Flea, jest tak charakterystyczny, że nie sposób go pomylić z nikim innym. Ich ostatni album został wydany w 2011 r. Od tamtej chwili nic nie słychać odnośnie nowych wydawnictw. A szkoda! Ja czekam na coś nowego z utęsknieniem. Nie wiem co bym mogła o nich napisać więcej. Ciężko się pisze tak naprawdę, o zespołach tak znanych, a jeszcze ciężej kiedy się je uwielbia. Może na sam koniec dodam wisienkę na torcie. Bo kto jeszcze nie wie ten trąba! Mianowicie RHCP w tym roku ma wystąpić na Open'er Festival. I powiem wam, że po raz pierwszym, mam ogromną chęć wybrać się do Gdyni, na tego zblazowanego Opener'a. Choć odrobinkę mnie odstraszają ceny karnetów. Ale kiedy tylko sobie pomyśle, co będzie się działo na tym koncercie, aż czuje ścisk w  żołądku. Bo RHCP to przede wszystkim genialny zespół koncertowy.





Film tygodnia




W tym tygodniu będzie o jednym z lepszych w ostatnich latach filmów Woody’ego Allen'a. Przyznam, że na jego kilku ostatnich produkcjach raczej się wynudziłam. Miłym zaskoczeniem było obejrzenie Blue Jasmine. To powrót do klasycznego stylu filmów Allen'a. Poznajemy Jeanette, która zmieniła swoje imię na bardziej wyszukane Jasmine. Jest to przeciętna kobieta, która miała okazje bogato wyjść za maż. No i sodówa do głowy uderzyła. Jej mąż romansował z kim popadnie i robił lewe interesy. Jasmine zdawała się tego wszystkiego nie dostrzegać, a każde świecidełko koiło jej  niekiedy zszargane serce. Cały świat się jej zawalił, gdy jej męża aresztowano za oszustwa, a on sam popełnił samobójstwo. Jasmine przeżywa załamanie nerwowe. Po nim czasem gada sama do siebie i traci kontakt ze światem realnym. Nie mając grosza przy duszy musi wyjechać do swojej siostry Ginger, która mieszka w San Francisco. Jasmine cały czas udaje panią z wyższych sfer, jednak jej wyobrażenia o samej sobie nie są tak barwne jak rzeczywistość. A prawda jest taka, że nasza bohaterka nic nie potrafi, nie ma wykształcenia, doświadczenia zawodowego, jej dotychczasowi znajomi to tylko fasada, a na dodatek zażywa zbyt dużo psychotropów popijając je alkoholem. Jakie jest wyjście z tak beznadziejnej sytuacji? Znaleźć sobie drugiego bogatego męża. Film tragiczny właściwe, ale jednocześnie przezabawny. Okraszony typowym neurotycznym Allen'owym klimatem. W roli głównej genialna Cate Blanchett. Naprawdę polecam.



Książka tygodnia




Tym razem napisze wam trochę o "Mechanicznych pająkach" autorstwa "Bezwstydnego Mortdecai'a". Te okładki może nie są do siebie bliźniaczo podobne. Ale jakimś cudem chwytnełam nie to co trzeba. A zorientowałam się dopiero w domu co ja właściwie kupiłam!? A, że pająki kosztowały mnie tylko 9 zł, to już nie biegłam ich oddawać. Zostały ze mną na stałe. Powiem tak, książka dla młodzieży. Na pewno nie jest genialna czy wybitna. Ale tak najprościej przyjemna, to intrygująca wieczorna rozrywka. Płynnie i klarownie napisana. Umiejąca zaciekawić i wciągnąć w historię. Opowieść przenosi nas do Londynu, jest rok 1888. Poznajemy młodziutką Violet Adair. Z pozoru grzeczna i ułożona panienka, w zaciszu swojego laboratorium konstruuje maszyny, marząc by zostać wynalazcą. Na jednym z przyjęć organizowanym w jej rodzinnym domu ginie lord Stanton. Nasza bohaterka za punkt honoru stawia sobie rozwikłanie zagadki śmierci lorda. To trochę taki Sherlock Holmes w wydaniu dziewczęcym. Nawet mamy tu postać pomocnika czyli majordomusa Alfreda. Nie jestem pewna czy to nie przegięcie, ale książka delikatnie nawiązuje do gatunku steampunk'u. Przez co mnie osobiście przyciągnęła jeszcze bardziej. 

Ulubieniec tygodnia



Joga! Chyba mój drugi ukochany rodzaj ćwiczeń fizycznych tuż po bieganiu. Najcudowniejsze w jodze jest to, że nie jest ona tylko i wyłącznie treningiem. To też rodzaj medytacji. Ludzie podchodzą do niej różnie. Albo traktują ją jako sekciarstwo, albo uważają, że to tylko rozciąganie. A tu ani jedno, ani drugie. Rozciąga wszystkie partie mięśni owszem, wzmacnia je niesamowicie, potrafi genialnie niwelować moje straszne bóle kręgosłupa, ale też pomaga na bóle miesiączkowe czy migreny. Uczymy się na niej oddychać, co przydaje się w życiu codziennym bardziej niż może wam się wydawać. Uczymy się równowagi i opanowania. Działa też genialnie na psychikę i wyciszenie wewnętrzne. Ja przez 2 lata praktykowałam vinyasa power yoge. Potem miałam kawał przerwy z powodu braku czasu na cokolwiek. A teraz znowu wracam stopniowo do treningów. Naprawdę serdecznie polecam każdemu, kto nie szuka tylko i wyłącznie treningu sportowego, a chce w ćwiczeniach odnaleźć coś więcej ;)

A tu mały dodatek gdyby ktoś miał ochotę zacząć ćwiczyć w domu ;) Tylko pamiętajcie, że bezpieczeństwo przede wszystkim. Uważajcie, żeby się przypadkiem nie uszkodzić, jeśli będziecie chcieli praktykować samodzielnie w zaciszu domowym.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz